1. Beyond Eternity 2. Release From Agony 3. Dissatisfied Existence 4. Sign Of Fear 5. Unconscious Ruins 6. Incriminated 7. Our Oppression 8. Survive To Die
Rok 1986 był dla niemieckiego Destruction rokiem bardzo udanym. Wydali oni kapitalny album "Eternal Devastation" z którego to pochodzą takie klasyki jak "Curse The Gods" czy "Life Without Sense". Popularność kapeli rosła i rosła, jednak niestety nic nie trwa wiecznie i również w tym samym roku zespół opuścił jeden ze współzałożycieli, perkusista Tommy Sandmann. Zostawił on tym samym problem dla Schmiera i Mike'a jakim było znalezienie zastępcy. Na szczęście panowie szybko uporali się ze znalezieniem garowego i już w 1987 roku został nim Olivier Kaiser który jak się później okazało zagrzał miejsce na dłużej. Kolejną nowością w obozie Niemców był drugi gitarzysta którego znaleźli w osobie Harry'ego Wilkensa.
Wydana w lipcu 1987 roku EP "Mad Butcher" będąca dziś klasycznym punktem dyskografii zaostrzyła tylko apetyt fanów na pełny album. W grudniu tego samego roku na sklepowe półki trafiło nowe dziecko załogi zatytułowane "Release From Agony". Na krążku znajdziemy 8 numerów gdzie jeden z nich to półtora minutowe intro o tytule "Beyond Eternity". Od samego już utworu tytułowego słychać pewną zmianę, mianowicie Destruction zaczęli pisać utwory o wiele bardziej rozbudowane i techniczne w porównaniu do poprzedniej płyty, a już zwłaszcza do debiutu. Każdy numer wyładowany jest po brzegi świetnymi riffami, solówkami oraz licznymi zmianami tempa.
Do najbardziej rozbudowanych fragmentów płyty nalezą: prawie 7 minutowy "Sign Of Fear" będący równocześnie najdłuższym numerem na "Release From Agony". Kapitalny numer wgniatający swoim ciężarem w ziemie. Na początku można usłyszeć kolejną nowinkę w muzyce Niemców: gitarę akustyczną. W dalszej jego części gitarzyści sypią riffami jeden po drugim oraz wymieniają się genialnymi solówkami. Rozwinął się tu również Schmier, zawsze był on dla mnie ścisłą czołówką thrashowych wokalistów. Jego głos brzmi tutaj potężnie, żadnego problemu nie sprawiają mu również wyższe partie takie jak chociażby w numerze tytułowym, który jest jedynym numerem z omawianego wydawnictwa granym częściej ostatnimi czasy przez grupę na koncertach. Jest to jeden z lepszych numerów w całej karierze Niemców.
Recenzując "Release From Agony" nie można nie wspomnieć o "Unconscious Ruins" - to co się w nim dzieje potrafi przyprawić o zawrót głowy każdego maniaka metalu. Posiada on prawdziwą nawałnicę riffów, jego najlepszym fragmentem jest wspaniałe ciężkie zwolnienie następujące około trzeciej minuty. Ogólnie rzecz biorąc trzecia pełna płyta Niemców jest w pełni dopieszczona i trzyma bardzo wysoki oraz równy poziom od początku do samego końca. Nie ma tutaj mowy o chociażby sekundzie nudy. Całego krążka słucha się z uśmiechem na twarzy, oraz głowa sama rusza się w rytm numerów. Jej jedynym mankamentem może być dosyć przeciętna produkcja. Mi ona jednak zupełnie nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie - pasuje jak ulał do muzyki zawartej na "Release From Agony".
Podsumowując, płyta obowiązkowa dla każdego fana thrashu, ale z drugiej strony czy są jakieś osoby której jej nie znają? Nie wydaje mi się. Uważam że ocena którą wystawiłem jest w pełni zasłużona, bo jest to już dziś płyta klasyczna, i mimo iż jest to bardzo ciężki wybór stawiam ją najwyżej w dyskografii Destruction.