Zespół Saratan nagrał swój pierwszy album. "The Cult Of Vermir" ma zawierać 38 minut thrashu zawartych w 8 utworach. Płyty fizycznie jeszcze nie ma, więc należy zadowolić się (tjaa...) 4 utworowym demo. No to lecimy... płyta do odtwarzacza, przycisk PLAY i już...
I już na samym początku spore zaskoczenie. Nie, nie... bez obaw. Nie ma tutaj jakiegoś smętnego pitolenia, czy innych plastikowych dźwięków. Wszystko jest tak jak Bozia nakazała. Ma być thrash i thrash jest. Ale granie Saratan trochę się zmieniło. Parę miesięcy temu opisywałem demo "Infected With Life" (zapraszam do działu recenzje) i spodziewałem się czegoś podobnego. Na "The Cult Of Vermir" jest zdecydowanie precyzyjniej, jakoś tak ascetycznie i chyba bardziej ciężko. Teraz ta muza nieźle przygniata, no i mamy bardziej wyraziste brzmienie. Brakuje mi trochę takiego pierwiastka szaleństwa. Nie wiem, może akurat te cztery kawałki takie są? To przecież zaledwie połowa płyty. Generalnie utwory są dosyć rozbudowane (nie ma monotonni), są zmiany tempa, czy smaczki. Technicznie jest bez zarzutu, instrumenty są na swoich miejscach. Perkusja i bas ładnie chodzą, a gitarzyści wycinają niezłe riffy. Solówki są na poziomie "Infected...", czyli jest świetnie. Wokal bezproblemowy, trochę kojarzący się z... a nieważne. Po kilkunastu przesłuchaniach "The Cult Of Vermir" wciąż słucham tego dema z przyjemnością. Tym bardziej, że jakość tego materiału jest rewelacyjna. W tym temacie nie mam najmniejszych zastrzeżeń.
Co tu dużo więcej pisać. Niebawem (no mam taką nadzieję!) pełnowymiarowa płyta, to i recenzja będzie full-length. Takie demo ma zasadniczo przygotować grunt pod cały album. Ma zachęcić do kupna płyty w sklepie, czy na koncercie. Po wielokrotnym przesłuchaniu tych 4 utworów ja jestem na tak. Na duże TAK!
Thrash maniacy... nadstawiajcie uszu na wieści z obozu Saratan, bo "The Cult of Vermir" nadchodzi dużymi krokami.
Piotr "gumbyy" Legieć / [ 09.01.2008 ]
|
