Zespół Saratan znam od małego... chciałoby się rzec. Jest w tym jakaś analogia, bo obserwuję i recenzuję ich od pierwszego demka o tytule "Infected with Life". To był rok 2006, więc troszkę nam już zeszło. Sporo też zmieniło się w samym zespole i nie chodzi tutaj tylko o personalia. Od początku w Saratan pobrzmiewały etniczno-bliskowschodnie nutki. Z czasem coraz bardziej dochodziły do głosu i w efekcie tego pojawiło się wydawnictwo "Black Orient". Na nim zespół zupełnie odpłynął w tym kierunku i przygotował bardzo spójny stylistycznie materiał.
Jest malutki problem jeśli chodzi o klasyfikację tego wydawnictwa. Zespół określa to jako EP'kę, a mamy tutaj ponad godzinę muzyki. Nie jest to też "pełnoprawne" dziecko z dyskografii Saratan, bo mamy też tutaj covery i różne wersje tych samych utworów. Nie wydano też tego na płycie, jak wcześniejsze krążki. Znaczy się jest limit 200 sztuk, ale wiadomo, że to nie jest regularne wydanie. Tyle w kwestiach formalnych, a teraz przechodzimy do konkretów.
Zaczynamy bardzo klimatycznie i orientalnie. Utwór "Al-Hamada Al-Hamra" przenosi nas na rozpaloną słońcem pustynię i powoli czujemy moc natury. Rozpalone gorącem powietrze aż wylatuje z głośników. Trzeba przyznać, iż muzycy oddali ten klimat idealnie. Gościnnie tutaj pojawił się gitarzysta Erik Rutan znany z Hate Eternal, czy Morbid Angel. Jest moc w tym delikatnym (a jakże!) numerze. Kolejna pozycja, to "Ederlezi", czyli wszystkim znana melodia prosto z Bałkanów. Każdy to zna, prawda? Saratan dołożył świetny klimat do tej kompozycji. Numer trzy to "Wherever I May Roam" wiadomego zespołu. Ależ świetnie to brzmi z tymi orientalnymi instrumentami. Kapitalny klimat i nastrój tego kawałka został idealnie podkręcony. To oczywiście najbardziej gitarowy moment tego wydawnictwa. Kolejne to już zupełnie orientalne odjazdy i klimat. Oczywiście gitary nie zostają schowane do kąta, ale nie grają głównej roli. Ta należy do tych wszystkich wschodnich instrumentów. Przepraszam, ale nie będę się bawił w przepisywanie ich nazw, tym bardziej, że te nazwy w większości i tak mi nic nie mówią. Serio... No bo kto "normalny" wie czym jest darbuka? Sami widzicie...
Przyznam szczerze, że od dawna mam jakieś lekkie skrzywienie jeśli chodzi o orientalne smaczki w muzyce metalowej. Gdzieś, coś tam mi zawsze w duszy drgało, gdy słyszałem takie nutki. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło, ale mam tak od kiedy pamiętam. Jest w tym jakaś magia i urok. "Dark Orient" chwycił mnie od pierwszego odsłuchu. Zupełnie mi nie przeszkadza, że to nie metal i łomot. Za to otrzymujemy niesłychany klimat i muzyczną wyprawę gdzieś hen daleko, tam gdzie słońce pali na wiór i jesteśmy zdani tylko sami na siebie. Słucham tego materiału z wielką przyjemnością, chłonę go i wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Oczywiście na taką muzykę trzeba mieć odpowiedni nastrój i dopiero wtedy można wsiąknąć w ten piękny klimat. Polecam jak najbardziej. Na długie, spokojne wieczory będzie jak znalazł.