01. Save Us 02. Midwinter Calls 03. Ominous 04. Call Out the Dark 05. The Orphean Testament 06. Reawakening 07. The Great Unwashed 08. Heartless 09. Blindfolded 10. Wildfires
Album o dość przydługim tytule "A Heartless Portrait: The Orphean Testament" to już trzynasty studyjny krążek Evergrey. Thomas Steffen Englund wraz z kolegami już od 27 lat tworzy muzę, którą sklasyfikować można jako depresyjny, progresywny power metal. I pomimo tak długiego stażu próżno szukać w dyskografii szwedzkiej ekipy większej wpadki - nawet najsłabsze płyty były bowiem przynajmniej niezłe. Czy "trzynastka" okaże się pod tym względem pechowa?
Teksty lidera zawsze opowiadały o sprawach mrocznych i poważnych: walce z depresją, paranoją czy niepewnością. Muzyka szła oczywiście w parze z poezją lidera, często podkreślając to poczucie osaczenia i beznadziei. Będąc sama w sobie dość wyrafinowaną, zabierała słuchacza do miejsc zimnych i nieprzyjemnych. "A Heartless Portrait" nieco je ogrzewa, jest swoistym promykiem słońca przebijającym się przez zachmurzone niebo. Z jednej strony bowiem powracają znajome, ciężkie tematy (z samotnością i walką z własnymi słabościami na czele), ale z drugiej: Englund otwiera się także na nowe możliwości i doznania ("Reawakening"). Łatwo w życiu nie miał, ale udało mu się przez to cało zło przebrnąć i dziś jest w stanie szczerze o tym wszystkim opowiadać - i to opowiadać w przepiękny sposób. Jego sposób śpiewania i frazowania jest nie do podrobienia - posłuchajcie zresztą jak cudownie pływa w refrenie "Midwinter Calls" czy w chwytającym za serce "Wildfires".
Oczywiście pod względem muzycznym krążek nie pozbawiony jest elementów, za który kochamy/lubimy ten zespół. Mamy tutaj chociażby mnóstwo fajnych, dość skomplikowanych riffów - muzycy cisną w takim "Blindfolded", wygrywają niezłe połamańce w "The Orphean Testament" czy ciężko kroczą w "The Great Unwashed". Nie zabraknie bogatych aranżacji (co tutaj w tle robi Rikard na klawiszach to głowa mała), ciekawych zmian tempa (wspomniany wcześniej "Reawakening"), czy w końcu: fenomenalnych solówek. Tutaj Englund zazwyczaj odpowiada za bardziej emocjonalne, spokojniejsze popisy (szczególnie błyszczy w "Ominous" i "The Great Unwashed"), natomiast Danhage gra bardziej technicznie ("Call Out the Dark", "Heartless"). Niby więc wszystko po staremu, ale jednocześnie "A Heartless Portrait" to chyba najbardziej melodyjny i przebojowy materiał w historii Evergrey. Co chwilę do naszych uszu docierać będą jakieś chwytliwe partie, wnoszące nutkę optymizmu do świata Evergrey. Refreny wpadają w ucho, a i klawisze wygrywają nuty, które ciężko wyrzucić z pamięci ("Call Out the Dark", "Reawakening", "Heartless").
Evergrey zaskoczył mnie swoim nowym albumem. O ile "Escape of the Phoenix" był nieco bardziej melodyjnym (i mniej natchnionym) "The Atlantic", tak "A Heartless Portrait" to coś nowego, innego, świeżego. To jednocześnie muzyka, przy której od razu słychać kunszt muzyków, ale jednocześnie jest dużo łatwiejsza w odbiorze, niż np. prace Dream Theater. Jeśli boicie się progresywnego metalu, to sprawdźcie najnowsze dzieło szwedzkiej ekipy - jest duża szansa na to, że pozwoli ona Wam inaczej spojrzeć na ten gatunek.