Rosyjska Arija ma w swoim kraju status kapeli kultowej od bardzo dawna. Powstała w 1985 roku grupa jest pierwszą załogą wykonującą gatunek spod znaku heavy metalu u naszych wschodnich sąsiadów. Ustrój panujący wówczas w tym państwie niestety uniemożliwił rozgłos na szerszą skale. Recenzowany dziś album jest trzecim z kolei wydanym przez Rosjan, oraz pierwszym wydanym oficjalnie przed wytwórnie "Melodija". Dwie pierwsze płyty: "Mania wieliczija" oraz "S kiem Ty? doczekały się oficjalnych wydań dopiero w pierwszej połowie lat 90.
Na "Gieroj asfalta" weszło sześć czysto heavy metalowych pocisków, o łącznym czasie trwania 38 minut i 22 sekund. Na pierwszy ogień uderza "Na służbie siły zła" trwający ponad 7 minut otwieracz pokazuje dokładnie z czym będzie miał do czynienia każdy kto sięgnie po "bohatera asfaltu". Po intrze uderzają dźwięki mocno kojarzące się z "Aces High" zespołu którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Nie bez powodu Arija otrzymała przydomek "Rosyjskie Iron Maiden". Dalsza część "Na służbie siły zła" okazuję się bardzo rozbudowanym kolosem. Pełno tutaj zmian tempa, pojedynków na solówki oraz mocnych heavy metalowych riffów. Po prostu, geniusz. A to dopiero początek. Jadąc dalej spotykamy numer tytułowy. Mamy w nim do czynienia ze świetnie wszystkim znanymi galopującymi gitarami pojawiających się niemal przez cały czas. Duet Holstinin/Mavrin wycinają tutaj motywy i partie solowe niczym nie ustępując swoim angielskim kolegom po fachu. Dodatkowo należy dodać, że wszystkie zawarte tutaj kawałki mają wpadający w ucho refren oczywiście w języku rosyjskim. Gwarantuję że już po jednym przesłuchaniu "Geroja" refreny te zostaną w głowie na długo. Problemem może być tutaj bariera językowa, jednak liryki w języku rosyjskim pasują idealnie do muzyki prezentowanej przez Arije i nie sposób wyobrazić je sobie na przykład po angielsku.
Moim ulubionym fragmentem płyty jest zamykająca całość "Ballada o driewnierusskom woinie" stanowi ona epickie zakończenie trzeciego albumu, oraz jest próbą napisania czegoś na wzór "Hallowed Be Thy Name" czy "Rime Of The Ancient Mariner" Ten 8 minutowy gigant jest jedną z najlepszych pozycji napisanych kiedykolwiek przez zespół. Zaczyna się bardzo spokojnie, od delikatnego śpiewu Waleriego Kipielowa i pojedynczych dźwięków gitary, świetnie wprowadzającego słuchacza w klimat całości po którym wchodzi motyw przewodni i kapitalny marszowy rytm. Pierwsza część "ballady" utrzymana jest w wolnych tempach by później przyspieszyć w drugiej połowie i powrócić do marszu znanego z początku. Iście epicki utwór na zamknięcie tej wspaniałej płyty.
Podsumowując: piątka muzyków wydała najważniejszy album w swojej karierze. Każdy z nich odwalił tutaj kawał dobrej roboty przy swoich partiach. Mimo jawnych nawiązań czy nawet zapożyczeń od załogi z East Endu, trzecia pozycja Rosjan wykazuję się olbrzymią dozą własnych pomysłów oraz oryginalności. Rzecz polecam wszystkim fanom heavy metalu a szczególnie Iron Maiden. Każdy komu nie przeszkadzają rosyjskie teksty jestem pewien że polubi ten album bezgranicznie.