01. Coup De Main 02. Sister Revolution 03. Fingerprints 04. Escape From Tomorrow 05. We Serve No One 06. No Justice, No Peace 07. Answers To Nothing 08. Under Fire 09. Promised Land 10. Vive La Hypocrisie! 11. Disintegration 12. Devil's Ride
Kilka lat musieliśmy czekać na kolejny album zespołu Virgin Snatch. Przypomnijmy, iż poprzedni studyjny krążek zatytułowany "Act Of Grace" miał swoją premierę pod koniec 2008 roku. W tym czasie trochę się w kapeli pozmieniało. W 2011 roku odszedł perkusista Jacko (ale już w 2013 powrócił), a we wrześniu ubiegłego roku z zespołem rozstał się Jacek Hiro. Rok 2014 to piąta studyjna płyta Virgin Snatch, którą rzecz jasna tutaj się zajmiemy.
Zastanawiałem się jak chłopaki "osłabieni" brakiem Hiro poradzą sobie z komponowaniem nowego materiału. Bardzo mądre przysłowie mówi, że nie ma ludzi niezastąpionych i zespół na płycie "We Serve No One" idealnie to pokazał. Muzyka Virgin Snatch nic nie straciła na swojej jakości i nowego materiału słucham z wielką przyjemnością. Przyznaję, iż przez pierwsze 3-4 dni nie potrafiłem wyjąć tego CD z mojego odtwarzacza.
A co przynosi nam najnowsza płyta? W zasadzie to mamy tutaj Virgin 100% Snatch. "We Serve No One" to typowy dla tego zespołu thrash metal... aj... już widzę jak Zielony i Spółka się "krzywią"... hehe... no dobra, więc wróć... to znany z wcześniejszych krążków "Virgin Snatch metal". Świetna praca gitar, mocarna sekcja i charakterystyczne wokale Zielonego. Oczywiście, że mamy tutaj i growle i czyste głosy. Nie mogło też zabraknąć momentów spokojniejszego grania.
Zawodowy sound - studio Hertz i wszystko jasne w temacie brzmienia. Cały materiał skrojono pierwszorzędnie, sporo gitarowego ciężaru i konkretnej jazdy do przodu. Poszczególne kompozycje utrzymują równy, dobry poziom. Sporo świetnych riffów, klasowe zwolnienia (mój faworyt w tym temacie to numer "Fingerprints") i niezłe solówki (tutaj pokochałem tą z "Disintegration"). Mamy też momenty spokojniejszego grania: instrumentalny "Answers To Nothing" i przepiękna ballada "Promised Land". Tak, tak... to napisałem ja... hehe... jak wiadomo mam spore "uczulenie" na tego typu utwory, ale... Virgin Snatch potrafią je napisać wyśmienicie i tak samo jest tym razem. Po prostu nie ma w tym kawałku lukru, a jest moment nastrojowego grania. Ot taki prosty przepis...
Osobne słówko muszę przeznaczyć dla Zielonego, a dokładniej o tym co zrobił wokalnie na tej płycie. Nie będę się specjalnie rozpisywał i podsumuję to w dosyć lakoniczny sposób: "Zielony zniszczył!". Dosadne growle, zupełnie czyste wokale, nastrojowy śpiew i rasowe wydzieranie się. Mamy pokaz sporych możliwości tego wokalisty. Dodatkowo świetnie poprowadzone linie wokalne, zamienny śpiew z growlem... klasa jednym słowem. Wystarczy posłuchać takiego "Escape From Tomorrow", czy kawałka tytułowego i wszystko jasne.
Kilka słów podsumowania. Virgin Snatch nagrał bardzo dobrą płytę i warto było na nią czekać "chwilę dłużej". Odważę się pokusić o stwierdzenie, że tak dobrze ten zespól jeszcze nie grał. Mamy tutaj wszystko czego jako fan oczekiwałem. Kawał energetycznego grania, sporo ciężaru i solidnego łomotu. Nie zabrakło też bardziej lirycznych momentów, czyli jednym słowem: jest dobrze, a nawet bardzo dobrze.
Nie do końca trafia w moje gusta ale muszę przyznać, że to jednak kawał dobrego grania na światowym poziomie. Warto posłuchać, płyta dostępna w WIMP-ie.