1. Intro 2. Face In The Dirt 3. Vote Is A Bullet 4. Swarm Of Wild Bees 5. Ineffective Grand Gestures 6. Defending The Wisdom (Wisdom To Thrive) 7. G.A.W.R.O.N.Y. 8. Antipodes 9. We Are Underground
Zielony wręczając mi do recenzji najnowszą płytę Virgin Snatch "zareklamował" ją jako... najlepszą w dorobku swojej kapeli. Nie ukrywam, że od razu w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Wiecie... muzyk wychwalający swoje ostatnie dziecko i tak dalej. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym tych zastrzeżeń od razu nie zgłosił sympatycznemu wokaliście. W odpowiedzi usłyszałem twarde "posłuchaj i się przekonaj". No cóż... przecież taki był plan, ale ta pewność w głosie narobiła mi przysłowiowego smaka. Taka okolicznościowa historyjka tytułem wstępu, a teraz przechodzimy do muzyki zawartej na szóstym (tak, tak) studyjnym albumie tej krakowskiej formacji.
"Vote Is A Bullet" zaczyna się od kilku zdań wyrwanych z kart światowej historii. Wypowiadają się tutaj Wielcy Tego Świata: Franklin D. Roosevelt, Martin Luter King i Barack Obama. Zdziwieni? No jasne, że nie, bo przecież Virgin Snatch zawsze komentował politykę i tematy pochodne (do czego jeszcze wrócimy). Po chwili sprawnie przechodzimy do numeru "Face In The Dirt", który od razu atakuje słuchacza swoją intensywnością. I tutaj już można się zorientować, iż w tej muzie coś się zmieniło.
Virgin Snatch jakby nam dojrzał i muzycy popuścili swobodniej lejce wyobraźni. Wiadomo, iż kręgosłupem (czy też korzeniem) jest thrash metal, ale oprócz tego mamy sporo nowych nutek. Chłopaki śmiało korzystają z dobrodziejstwa innych muzycznych szufladek i śmiało sobie na tym poletku poczynają. Nie brakuje death metalowych odniesień ("Ineffective Grand Gestures"), doszło też spore groove. Muzycy rozwinęli skrzydła jeśli chodzi o samo komponowanie. Nie ma na tym albumie prostego schematu zwrotka/refren w kolejnych numerach. Znajdziemy za to sporo kombinowania w obrębie danej kompozycji. Pojawiają się elementy spokojniejsze przeplatane takim agresywniejszymi. Ponadto sporo zmian tempa, intrygujących zagrywek, czy ciekawych (niebanalnych) rozwiązań aranżacyjnych.
Utwory zostały dopracowane w najdrobniejszych detalach i słychać, iż muzycy sporo czasu poświęcili na ich dopieszczenie. Oczywiście mamy balladę ("Antipodes"), która kojarzy mi się z dokonaniami... bydgoskiego Chainsaw. Serio, gdybym to gdzieś usłyszał nie znając autora, to pierwsza myśl poleciałaby w takim kierunku. Kompletnym zaskoczeniem jest dla mnie numer zamykający ten album. Trwający dziesięć i pół minuty "We Are Underground" po prostu mnie rozwala. Co tu się dzieje się to głowa mała! Pierwsza część może nie zapowiada "szaleństwa", ale w drugiej już jest bardzo intrygująco. Zapowiada to lekko zeschizowana solówka, którą jeszcze można puścić mimo uszu. Ale to co się wyprawia po ostatnim wersie wyśpiewanym przez wokalistę to tylko palce lizać. Uwielbiam takie instrumentalne odjazdy. MEGA! Słucham tego fragmentu jak zahipnotyzowany.
Dwa słowa o stronie wokalnej. Zielony dwoi się i troi... muszę przyznać, iż ponownie rozwalił mnie swoimi liniami. Posłuchajcie takiego "Defending The Wisdom (Wisdom To Thrive)" od typowych growli, po klimatycznie czysty (!) śpiew. Brawo! Ogólnie ten numer ma bardzo ciekawą konstrukcję, bo przeplatają się w nim dwa wątki. Momenty spokojne są przełamane agresywniejszymi. Wracając do wokalisty - chwaliłem przy recenzji płyty "We Serve No One", chwalę i teraz. Świetna robota.
A na sam koniec omawiania tego krążka zostawiłem sobie najbardziej kontrowersyjny (hehe) numer z tej płyty. Mowa oczywiście o kompozycji "G.A.W.R.O.N.Y.". I teraz szybkie pytanko dla tych "oburzonych", bądź oburzających się: "dlaczego uważacie ten numer za jakąkolwiek kontrowersję?". Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że Zielony & Spółka komentują, i krytykują to co się dzieje wokół nas. No tak... do tej pory robili to po angielsku i "problemu" jakby nie było. Na pewno też część słuchaczy może oburzać wyraźnie opowiedzenie się po jednej ze stron "barykady". Cóż.... muzyk też Artysta i prawo do swojego głosu ma. I to jest (i zawsze powinno być!) piękne, że możemy się z kimś zgadzać/nie zgadzać.
Czas na finałowe podsumowanie "Vote Is A Bullet". Najprościej będzie odnieść się do wstępu i skonfrontować dwie opinie - Zielonego i moją. Muszę się zgodzić z tym co usłyszałem. Ten materiał to krok do przodu w porównaniu z ostatnimi (całkiem dobrymi przecież) wydawnictwami. Zespół poszerzył swoje horyzonty i nagrał świetny album. Przyznaję, iż do takiego wniosku doszedłem po kilkunastu odsłuchach tej płyty. Ona nie wchodzi od pierwszego obrotu. Trzeba jej poświęcić trochę czasu... ale mi to zupełnie nie przeszkadza przecież. Niejednokrotnie przekonałem się, iż albumy wchodzące od pierwszego obrotu, szybko się "przejadały". Przy "Vote Is A Bullet" nie ma takiej opcji.