Ojjj, zabierałem się do napisania tej recenzji chyba dwa lata. Nareszcie mam trochę wolnego czasu, no i siadam. A dlaczego właśnie ta płyta, a nie inna, lepsza, chociażby "Lamiastrata"? Dlatego, że zajebiście mi się ten album podoba! Mimo paru wypełniaczy, materiał daje radę. Szczególnie dzisiaj, a to dlatego, że jest on brzmieniowo bardzo świeży, trochę nowoczesny, ale bez przesady. Z powodów marketingowych sygnowany nazwiskiem Kupczyka (tak jak poprzedni album "W imię prawa"), niech was nie zmyli - to jak najbardziej płyta zespołu Ceti.
To już drugi album nagrany w składzie z Burzą i Urbaniakiem. I trzeba tu zaznaczyć, że o niebo lepszy od poprzednika. "W imię prawa" był flirtem Kupczyka z bardzo nowoczesnymi brzmieniami, co mogło wzbudzać mieszane uczucia. A tutaj? Ten sam skład nagrał bardzo dobry, heavy metalowy krążek, na miarę XXI wieku. Od początku do końca kopie w dupę aż miło!
Już pierwsze dźwięki "XIV - Nie pytaj" nie pozostawiają złudzeń. Zapowiada się ostro. Tnące gitary, zadziorny wokal Grzesia. To jest to! Takich ostrych numerów na płycie mamy więcej- "Ciemność", "Pearl Harbor" czy "Feniks". Z których ten ostatni, trochę orientalny, wypada najlepiej z całej płyty - ciekawie zdublowany wokal, ciężkie jak walec riffy, po prostu miazga.
Ale żeby płyta nie skończyła się tak gwałtownie, Kupczyk i spółka nagrali też kilka numerów w średnich tempach i dwie ballady (ale one to osobna bajka). Bardzo fajnym kawałkiem jest "Sati...". Ciężki wolny riff, przechodzący potem w szybsze tempa. Smaczku dodają tutaj klawisze Marihuany. W podobnych rejestrach prezentuje się "Przemijanie". Na płycie mamy także trzy ciekawostki. Pierwsza z nich jest kawałek "Atlantyda - historia zaginionej Oceanii". Taki mały wypełniacz. Ciężkie riffy przeplatające się z recytacją fragmentu prozy Maurycego Yokay'a pod tym samym tytułem. Ale co to? Na początku mogłoby się wydawać, że czyta to Grzegorz Kupczyk, ale nie nie - tutaj gościnnie Tom Horn. Zaraz potem mamy kolejną niespodziankę - "Kometa Halleya". Zagrana identycznie jak oryginał. To chyba lepsze posunięcie, niż straszliwe zepsucie "Sztucznego oddychania" z poprzedniego krążka. Na koniec płyty mamy półminutową miniaturkę zagraną na klawiszach, takie miłe zakończenie. No, ale co z balladami. Ano są dwie. Pierwsza z nich "Krzycząc na wiatr" to chyba jedna z lepszych ballad, jakie kiedykolwiek nagrał Kupczyk. Dobry tekst, świetnie zaśpiewany, tak samo świetna muzyka - nic dodać, nic ująć. Zaraz po tym numerze mamy następny balladowy kawałek "Życie i Kres". Napisałem balladowy, bo nie jest tu już tak wolno - refren z przesterowanymi gitarami, a także końcówka przyspieszają kompozycję, co nadaje jej swoistego polotu.
Na koniec pozostawiłem jedyny, według mnie, mankament tej płyty, który ni w ząb nie pasuje do całości materiału. Kawałek tytułowy. Ajjj - jakby echa poprzedniej płyty. Coś nie tak, znowu jakieś "niby rapy", krzyki. Wystarczy na odtwarzaczu wcisnąć przycisk "następne" i po kłopocie. Podsumowanie chyba zbędne. Jedna z lepszych polskich płyt. Dla starych i młodych fanów. Trzeba przyznać, że Ceti bardzo sprawienie weszło w nowe tysiąclecie nagrywając "Demony czasu"... a potem... a potem "Shadow Of The Angel " i "(...)perfecto mundo(...)" nie dość, że potwierdziły klasę zespołu, to jeszcze przewyższyły "Demony czasu".
Herman / [ 19.08.2007 ]
|