01. Lupus Demonae (Intro)
02. We Take It From The Living
03. Prayer In The Dark
04. Saturday Satan
05. In Blood We Trust
06. Behind The Leathermask
07. Vampires Don't Die
08. When The Moon Shines Red
09. Mother Mary Is A Bird Of Prey
10. Tiger Of Sabrod
11. Lupus Dei



Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum
Benedicta tu in mulieribus et benedictus fructus ventris tui Jesus
Sancta Maria, Mater Dei, ora pro nobis peccatoribus,
nunc et in hora mortis nostrae
Amen


Jednym słowem, wampiry z Essen wracają! Pamiętam dokładnie jak dwa lata temu pisałem recenzję "Return In Bloodred", już wtedy zakodowałem sobie nazwę Powerwolf jako zespół bardzo perspektywiczny, zespół, który może w metalowym świecie sporo nabroić. Muzyka tego rumuńsko-niemieckiego tworu miała w sobie "coś", coś co przykuwało do płytki na dłużej. Nie da się ukryć, że głównymi atutami Powerwolf były klimat, mistyczna atmosfera poszczególnych numerów i bardzo ciekawy wokalista. W nieco skostniałym heavy metalu próby zagrania "inaczej" zazwyczaj wychodzą tylko najlepszym. Powerwolf już przy debiucie rzucili siebie na głębokie wody, słuchając "Lupus Dei" dochodzę do wniosku, że muzykom utonięcie nie grozi.

Zastanawiałem się jaka będzie ta płyta. Wszak bardzo łatwo popaść w banał i nagrać kopie poprzednich numerów. Spotyka to przecież często młodych grajków. Powerwolf okazuje się, już na debiucie wypracowali swój (może nie do końca swój, bo czerpali z kilku wzorców - inna sprawa, że kto dziś nie czerpie?) sposób na muzykę. Styl ten słychać idealnie na "Lupus Dei". Teraz jest jeszcze jakby bogatszy, bardziej dopieszczony, słowem pełniejszy. Niby zbyt wielkich zmian nie usłyszymy, ale już po pierwszym przesłuchaniu "dwójki" zdecydowanie stwierdzamy, że na następcę "Return In Bloodred" trafiły po prostu lepsze numery. Słychać, że Powerwolf nie zachwycili się pozytywnym przyjęciem debiutu tylko solidnie zabrali się za robotę, dobre pomysły przyszły same.

No dobra, ale co to właściwie jest ten "Lupus Dei"? Przecież nie wszyscy znają debiut. Weźmy zatem klasyczny heavy metal, dorzućmy do tego odrobinę doom metalowych zwolnień. Dorzućmy trochę gotyckiej, "grobowej" atmosfery. Mało... zwiążmy to wszystko tekstami mocno związanymi z biblią, wampirami, postaciami, obrzędami, wydarzeniami zaczerpniętymi z rumuńskiej mitologii. Dalej mało... dodajmy posmak starych filmów grozy, dodajmy epickie, "kościelne" organy, nie zapomnijmy o chórach, tajemniczej atmosferze unoszącej się nad każdym numerem. Całość spina niesamowicie utalentowany wokalista Attila Dorn, który to robi dla Powerwolf kapitalną robotę. Facet zdecydowanie "panuje" nad resztą stada. Takiego krzykacza nie powstydziłaby się żadna renomowana kapela. Mam nadzieję, że drogi Powerwolf i Dorna będą zawsze biegły w jedną stronę, gość jest bowiem do tej muzyki wręcz stworzony.

"Lupus Dei" potwierdza pokładane w Powerwolf nadzieje, rośnie nam kapela, która powinna nagrać jeszcze garść świetnych krążków. Kapela, która potrafi połączyć tak trudne bieguny. Wszak tajemnicza, mistyczna atmosfera, ciężkie teksty i melodyjny heavy metal nieco się ze sobą gryzą. Jak się okazuje, wcale nie trzeba urodzić się Kingiem Diamondem by zainteresować słuchacza swoją dość oryginalną (jak na te czasy) i pełną dramatyzmu sztuką. Inna sprawa, że Attila Dorn "świętoszkiem" zapewne nie jest, coś mi się wydaje, że ma z Królem wiele wspólnego. Do księdza Mirosława z pobliskiej parafii trudno obu porównać, może właśnie dlatego wychodzą im takie fajne płyty?

Krzysiek / [ 11.08.2007 ]


! Kup Płytę !
www.mystic.pl





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Eyesore [ nicholas@o2.pl ] 16-08-2007 | 16:13

Dobra plyta, lepsza od jedynki, dynamiczniejsza, ciekawsze utwory - wszystko na plus. 7/10.






Powerwolf
Lupus Dei

Metal Blade - 2007 r.




8,5/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!