Jedyną rzeczą jaką słyszałem przed wydaniem nowej płyty Primal Fear były narzekania, że zespół znowu nagra numery, które będą kalką poprzedniej płyty, która z kolei była kalką poprzedniej itd. Mieliśmy zatem otrzymać kalkę kalki. Muzycy jednak zapowiadali, że tym razem będzie inaczej... Osobiście nie miałem nic przeciwko kalkom, byle te były nagrane z klasą, która Primal Fear zawsze cechowała. "Seven Seals" miał być inny, miał zawierać nowe elementy, miał odświeżyć muzykę Primal Fear, wreszcie miał zamknąć usta wszystkim oprawcom... i wiecie co? Zamknął!
Na "Seven Seals" usłyszeliśmy Primal Fear w innej, zupełnie innej formie. Niemcy jednak dalej pozostają sobą. Nie wiem jak to się dzieje, ale niektóre zespoły potrafią zmieniać się, pozostając dalej niezmiennymi. Cóż zatem dostaliśmy nowego? Niby niewiele, a jednak muzyka Primal Fear wydaje się cholernie świeża i nowoczesna. Zespół przede wszystkim dodał do swojej muzyki odrobinę klimatu, mrocznej atmosfery. Numery dostały więcej wolniejszych momentów, w tle użyto klawiszy budujących klimat. Są smyki puszczone z sampli. Krótko mówiąc, wiecej tutaj epickich, podniosłych momentów, które dla Primal Fear są mocną nowością. Z drugiej jednak strony, same numery... są zdecydowanie cięższe niż poprzednicy. Cholera... ciężko to wytłumaczyć, ale tak rzeczywiście jest. Ralf śpiewa także jakby nieco inaczej, nieco więcej tutaj agresji, niskich partii, które mieszają się oczywiście z tym co Ralf robi najlepiej. "Screamingów" nie zabrakło, więcej... większość refrenów jest brana górą. Scheepers jak zwykle pokazuje, że w heavy metalu mało kto może się z nim równać.
Słów kilka o produkcji, bo ta jest po prostu krystalicznie metalowa. Wszystko brzmi tutaj niesamowicie, czysto, jednocześnie bardzo mocno i ciężko. No ale mogło być inaczej? Charlie Bauerfeind i Mike Fraser - te nazwiska mówią same za siebie. Gdyby tak każda metalowa produkcja miała taki sound... ech marzenie.
Na koniec o samych numerach, bo póki co nie było o nich ani słowa. Dostaliśmy trzy "długasy" co jest kolejną nowością. Z tym, że "Diabolous", inspirowany Apokalipsą Św. Jana utrzymany jest w wolnym, epickim klimacie. Pozostałe dwa ("All For One" i "A Question Of Honour"), to już szybkie metalowe killery. Szczególnie ten pierwszy, który moim zdaniem pretendować może do najlepszego numeru formacji. Wolny początek, agreswyny środek i refren, który zabija. Dla takich kawałków warto żyć! "A Question Of Honour" jest coverem... Sinner, czyli w zasadzie Mat Sinner jest pierwszym muzykiem, który scoverował... siebie. Poza "długasami" na "Seven Seals" znalazły się raczej krótkie, rasowe heavy metalowe hymny. Wyjątek stanowią tutaj tytułowy "Seven Seals" i "In Memory", które mogą uchodzić za ballady. Takie "Evil Spell" czy "Carniwar" to już zdecydowanie heavy metalowa orgia, pierwszy zabija energią, drugi niszczy wokalami i metalową agresją. Tak, nie ma tutaj słabych punktów.
Wielu uważa nowe dziecko Primal Fear za najlepszą płytę zespołu. Ja z każdym kolejnym odsłuchem skłaniam się ku tej opinii. Pewnie jeszcze trochę to potrwa, ale moim problemem jest to, że Primal Fear od zawsze był dla mnie jednym z najważniejszych zespołów, od tych zawsze wymagam najwięcej... muszę jednak z radością przyznać, że nic tak nie cieszy, jak świetna płyta cenionej kapeli. Taką właśnie jest "Seven Seals", moim zdaniem płytą bez słabych punktów... chyba rzeczywiście najlepszą w dyskografii Niemców.
Krzysiek / [ 16.01.2006 ]
! Kup Płytę !
www.metalmaniak.pl
|