01. Prologue
02. Center Of The Universe
03. Farewell
04. Interlude I (Opiate Soul)
05. The Edge Of Paradise
06. Wander
07. Interlude II (Omen)
08. Descent Of The Archangel
09. Interlude III (At The Banquet)
10. A Feast For The Vain
11. On The Coldest Winter Night
12. Lost & Damned
13. Helena's Theme
14. Interlude IV (Dawn)
15. The Mourning After (Carry On)
16. III Ways To Epica
17. Snow (Ldt.Ed. Bonus Track)



"Epica" to już trzeci album "nowego" Kamelot, na który, po sukcesie "Karmy" i "The Fourth Legacy" czekało wielu. Atmosferę oczekiwania podsycały dochodzące ze studia wieści, oraz dość dobrze zorganizowana reklama. "Epica" miała być bowiem pierwszą częścią koncept albumu, inspirowanego "Faustem" J.W. Goethego, a stylowo łączyć lekką i melodyjną "Karmą" z miejscami progresywnym "The Fourth Legacy".

Zaraz po ukazaniu się płyty w sprzedaży można było usłyszeć o niej pochlebne opinie, i to nie tylko ze strony fanów zespołu. Reakcja taka nie zdziwiła mnie, gdyż na płycie znalazło się dokładnie to, co zespół obiecywał.
Już zaglądając do książeczki można zauważyć, że teksty oraz nazwy (min. Prolog i 4 Interludy) utworów nawiązują do genialnego niemieckiego pisarza (Ci, którzy czytali "Cierpienia młodego Wertera" niech nie komentują). Widać też, że zespół nie zrezygnował ze wsparcia orkiestry i wielu gościnnie występujących muzyków (min. Luca Turilliego z "Rhapsody"), których spis zajmuje całą osobną stroną. Innymi słowy, zawartość książeczki zapowiada bardzo dobre, ciekawe dzieło, o którym szybko się nie zapomni.

Jednak to, co słyszymy w głośnikach sprawia, że książeczka wydaje się tylko błahą dekoracją. Już prolog potrafi wprowadzić w nastrój niepewności i tajemniczości, której przecież w "Fauście" nie brakuje. Zaraz potem następuje przeskok w dynamiczne "Center Of The Universe", czyli kawałek, do jakich Kamelot zdążył nas już przyzwyczaić na poprzednich płytach. Mocny riff na wstępie, ciekawe melodie, przepiękne, zaśpiewane na dwa głosy zwolnienie, niezła solówka, a w to wszystko wplecione chórki i partie skrzypiec - po prostu klasyka ich stylu. Przysłuchując się utworom można zauważyć, iż są one bardziej rozbudowane niż na poprzednich płytach. Partie gitar są bardziej różnorodne, co tyczy się również perkusji i miejscami wokalu Khana. Słychać to chociażby kolejnym, utworze "Farewell", tak samo dynamicznym jak poprzedni, i w dodatku zagrany w idealnie maskującym się metrum. No i solówka - może nie jakaś wyszukana ani techniczna, ale za to pozostająca w pamięci na długo. Po dość mocnym wstępie przychodzi czas na inne, cięższe oblicze muzyki Kamelot: "On The Edge Of Paradise", poprzedzone interludą stylizowaną na chóry gregoriańskie (które pojawiają się także w samym utworze) jest dość wolny, wypełniony ciężkimi gitarami i melancholijnym wokalem Roya, więc osoby lubiące granie klimatyczne i progresywne nie powinny się zawieść. Środek płyty to ładna ballada "Wander", klimatyczny przerywnik, oraz dość przeciętne, za to okraszone solem Luca Turilliego (i jest to chyba najlepsze solo w historii całego Kamelot) "Descent Of Archangel". Po nich słyszymy istne perełki na tej płycie: interludę "At The Banquet" i "Feast For A Vain". Doskonale oddana atmosfera przyjęcia, potem niezłe melodie i solówki, a we wszystko wplecione zagrywki rodem z Hiszpanii - na mnie zrobiło to duże wrażenie. Następna w kolejności balladka (tym razem akustyczna) "On The Coldest Winter Night" jest także wysokich lotów, a smaczku w dodają jej ciekawe zagrywki (m.in. na flażoletach), oraz masa pobocznych instrumentów. Nie wiem czy to celowy zabieg, czy tylko przypadek, ale przemieszanie szybkich, mocnych utworów z wolniejszymi i cięższymi, z jednej strony pozwala wczuć się w klimat płyty, a z drugiej nie pozwala przysnąć podczas słuchania. Czasami taki podział słychać też w samych utworach. Dla przykładu "Lost And Damned" zaczyna się ostro i szybko, by na zwrotką i most zwolnić. Szybkie refreny i solówka doskonale kontrastują późniejszym balladowym zwolnieniem. Po tym, chyba najlepszym na płycie utworze, słyszymy zaśpiewany kobiecym głosem "Helena's Theme", oraz czwartą już interludę "The Mourning After"; wszystko raczej w cięższych klimatach. Ostatni i zarazem najdłuższy utwór na płycie to "III Ways To Epica" - kompozycja dość różnorodna i ciekawa, pod koniec której słyszymy motywy z "Farewell" (za to motywy z "III Ways..." słychać w Prologue). Na limitowanej Edycji płyty znajduje się także bonusowy "Snow" - niby zwyczajny, a jednak potrafiący wciągnąć utwór.

"Epica" jest według mnie płytą bardzo dobrą, lecz wrażenia po pierwszych przesłuchaniach płyty nie muszą być wcale aż tak pozytywne... z niektórymi (zwłaszcza tymi cięższymi) kawałkami trzeba się oswoić (w każdym razie ja tak miałem) by postawić je na równi z tymi bardziej melodyjnymi. Co do wykonania i kompozycji utworów, jak już pisałem, nie można mieć zastrzeżeń, gdyż wszystko stoi tu na bardzo wysokim poziomie. Ponieważ chyba wszystko co chciałem napisać o "Epica" już napisałem, jako podsumowanie mogą tylko wyrazić nadzieje, że muzycy z Kamelot nie spoczną na laurach, a "Epica Part 2" będzie równie dobra jak jedynka!

I.R. / [ 28.12.2004 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




kamelotka [ ikapiec86@post.com ] 01-09-2010 | 22:45

ja słyszałam większość piosenek.Samej płtyty nie moge niestety nigdzie dostać.Ale tez musiałam się oswoić.Jak się już oswoiłam, to uwielbiam ten zespół i mam dla nich szacunek, że mają własny styl, robią to co czują.


jaimelannister [ robert.stanulewicz@gmail.com ] 06-10-2020 | 20:51

Kamelot - Epica i ja... Razem 15 lat. Miłość nie wygasa






Kamelot
Epica

Noise - 2003r.




9/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!