01. Regalis Apertura
02. Forever
03. Wings Of Despair
04. The Spell
05. Don't You Cry
06. Karma
07. The Light I Shine One You
08. Temples Of Gold
09. Across The Highlands

Elizabeth:

10. I - Mirror Mirror
11. II - Requiem For The Innocent
12. III - Fall From Grace



"Karma" jest kolejną, piątą już płytą tego doświadczonego zespołu. Niestety, żadna z jej poprzedniczek (może z wyjątkiem "The Fourth Legacy") nie osiągnęła większego sukcesu, a Kamelot, mimo iż działał od paru ładnych lat, znany był tylko nielicznym maniakom Power Metalu. Prawdę mówiąc, niewielu z tych, co znało twórczość zespołu liczyło, że nowa płyta coś zmieni, a nawet, że dorówna "The Fourth Legacy". Były także problemy z dystrybucja albumu w Polsce, gdyż u nas jeszcze mniej osób zdawało sobie sprawę z istnienia Kamelot. Ja sam dowiedziałem się o tym zespole jakiś rok temu, i jeszcze wtedy napotykałem na problemy z zakupem płyty, mimo iż jestem z Warszawy (jak to było z tą największą wiochą w Polsce?) i,
zważywszy na ilość sklepów muzycznych, powinno być tu wszystko.

Przed przejściem do opisywania zawartości warto wspomnieć, że udział w produkcji płyty miało Pathway Studio's, czyli nic innego jak ekipa Saschy Paetha i Miro, znanych ze współpracy z Rhapsody i Luca Turillim. Obydwaj producenci wzięli czynny udział w produkcji "Karmy" grając i komponując wraz z zespołem. Dodatkowo, do udziału w nagraniu zaproszono orkiestrę symfoniczną, kwartet smyczkowy, oraz chór (ten sam, który słyszymy w kompozycjach Rhapsody).

Przechodząc do zawartości. Już po przeczytaniu ostatniej strony książeczki od płyty (na której były podane wyżej wymienione informacje) wiedziałem, że będzie ona dobra. Jednak to, co wydobyło się z głośników po prostu mnie powaliło. Już samo intro wprowadza nas w zupełnie inny, epicki świat. Zaraz potem wpada dynamiczny "Forever" z refrenem opartym na "Pieśni Solveggi" Edwarda Griega. Dla mnie jest to najlepsza kompozycja na tej płycie, i słychać w niej najlepsze elementy właściwe starym kompozycjom Kamelot (niezłe solówki, raczej smutne teksty i ciężki klimat), za to w nowym, epickim i podsyconym symfonicznością brzmieniu. Tu należy dodać, iż na całym krążku orkiestra i skrzypce stanowią raczej tło dla gitary, dokładnie na odwrót niż w utworach Rhapsody i Turilliego. Potwierdzają to następne kawałki "Wings Of Despair", przypominający w budowie "Forever" i posiadający także świetny, melodyjny refren, oraz "The Spell" - kompozycja wolniejsza, i różniąca się od dwóch poprzednich tematyką, (tym razem nie ma ani motywu cierpienia z miłości, ani tekstu związanego z śmiercią) oraz klimatem w stylu Dark Fantasy. Kolejny kawałek to akustyczna ballada "Don't You Cry", dedykowana zmarłemu ojcu gitarzysty zespołu Thomasa Youngblooda, na której wreszcie wyraźnie słychać skrzypce oraz drugą gitarę zagraną przez Saschę Paetha. Balladka jest napisana i wykonana znakomicie, a jej chwytliwa melodia na długo pozostaje w pamięci. Następnie przychodzi czas na tytułowy utwór "Karma". Moim zdaniem jest chyba najbardziej rozbudowany ze wszystkich, posiada zarówno cudowny, zaśpiewany kobiecym głosem wstęp, solidnie wykonane zwrotki, melodyjny refren (co jest standardem na tej płycie), ale także tworzące dołujący klimat zwolnienia i oczywiście solówkę. Następujące po niej "Light Shine On You" jest też niezłe, ale z początku może trochę nudzić, aczkolwiek po dalszych przesłuchaniach i wczuciu się w tekst powinno się podobać. Następna "Temples Of Gold", to kolejna balladka, ale tym razem zagrana na gitarach elektrycznych, razem z basem i perkusją. Jeśli ktoś nie lubi akustycznych kawałków, a zamiast tego preferuje klasyczne rockowe balladki, wzbogacone w epickie elementy, to jest to kawałek dla niego, a "Don't You Cry" może sobie odpuścić. Dziewiątym z kolei utworem jest "Across The Highlands", będący dowodem na to, że teksty o śmierci, smutku itp. zaśpiewane do szybkiej, przyjemnej melodii potrafią zmusić do refleksji nawet bardziej, niż np. gotyckie ciężkie smutasy. Tak jak cala reszta i ta piosenka okraszona została genialną oprawą muzyczną, min. niezłą epicką solówką oraz klawiszowymi wstawkami Mira. Płytę kończy 3-utworowa kompozycja "Elizabeth", będąca parafrazą historii o "Krwawej Damie" - Elżbiecie Batory (skądinąd bliskiej krewniaczce naszego króla Stefana Batorego), która, chcąc zachować wieczna młodość, kąpała się w krwi dziewic. Na trylogię składają się wolne "Mirror Mirror" będące wprowadzeniem, oraz "Requiem For The Innocent" i "Fall From Grace" stanowiące jej właściwą część, oraz utrzymane pod każdym względem w konwencji całej płyty.

Cała zawartość płyty jest napisana i wykonana genialnie. Wokalista zespołu Khan tym razem pokazał swoje nieprzeciętne umiejętności i możliwości śpiewania różnymi barwami głosu. Dobrą robotę odwalił także perkusista, miejscami bębniący w zabójczym tempie. Godna pochwały jest także umiejętność stworzenia genialnego klimatu, oraz utrzymanie przez grupę własnego stylu, mimo obecności orkiestry i chóru. Te ostatnie przyczyniły się do wzrostu popularności Kamelot jako zespołu, grającego unikalną i ciekawą muzykę.

Podsumowując: "Karma" to chyba najlepszy krążek tego zespołu jaki powstał do tej pory, i przebija nawet "The Fourth Legacy", o wcześniejszych albumach nie wspominając. Muzycy zaprezentowali kawałek solidnego Power Metalu i powoli zaczynają wbijać się do metalowej czołówki, co po wielu latach zapomnienia, chyba im się należy. Płytę tę można śmiało polecić wszystkim fanom metalu, a dla mnie jeszcze długo pozostanie jedną z ulubionych.

I.R. / [ 28.09.2004 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Kamelot
Karma

Noise - 2001r.




9/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!