Druga połowa XX wieku to mroczne czasy dla wielbicieli thrash metalu. Niegdysiejsi bohaterowie, wkroczyli na ścieżkę mroku, znacznie komercjalizując swoje brzmienie. Niektóre kultowe kapele osiadły na twórczej mieliźnie, wypuszczając wydawnictwa o wątpliwej jakości. Metallika zdobywała świat hitami z "Load/Re-Load", Megadeth próbowało zrobić to samo złagadzając "Cryptic Writings" i "Risk", Kreator wyskoczył z "Outcast" i "Endoramą", a takie Destruction... Cóż, Destruction nagrało krążki tak złe, że dziś nie zalicza się ich nawet w poczet oficjalnej dyskografii. I właśnie w tych trudnych latach, w Grecji grupka wielbicieli "prawdziwego", siarczystego metalu, powołała do życia zespół Crucifier (który w 2008 roku zyskał przedrostek "The").
Po kilku mniej oficjalnych wydawnictwach, w okolicach stycznia 1999 roku, twór ten wypuścił swoje pierwsze prawdziwe demo: "Innocent World". W jego skład wchodzi pięć surowych, trwających nieco ponad 22 minuty, thrash metalowych kawałków. Przypominających wczesne dokonania głównie przedstawicieli niemieckiej sceny, z Sodom czy Destruction na czele. Dziś płytka jest w zasadzie nie do dostania, a ja swoją recenzję opieram na wersji cyfrowej, przesłanej przez sam zespół, prawdopodobnie zawierającej pliki z serwisu Bandcamp. Oprócz samej muzyki, w katalogu znaleźć można też okładkę, ale jest ona tak fatalnej jakości, że aż szkoda gadać. Malutkie zdjęcie, ale sztucznie powiększone, przez co piksele aż oczy wypalają. I to samo mamy na oficjalnej stronie grupy. Czyżby nawet lider kapeli, Hlias Kyriazis, nie miał płytki na swojej półce? Trochę ciężko w to uwierzyć, no ale innego wytłumaczenia braku artworka w wysokiej rozdzielczości nie ma.
Domyślam się, że z uwagi na to, iż (The) Crucifier nagrywając "Innocent World" nie był zespołem znanym, to i na porządnego dźwiękowca muzyków nie było za bardzo stać. To słychać, bowiem demo brzmi jakby było nagrywane w domowych warunkach i na tzw. "setkę". Jest surowo i głośno, choć jeszcze nie tak, aby krew z uszu płynęła. Poszczególne kawałki są przyjemnie rozbudowane, nie raz zaskakując słuchacza niespodziewaną zmianą tempa. Kompozycje posiadają również interesujące riffy - zwłaszcza te z numeru tytułowego czy z "Violent Vortex" dość szybko wpadają w ucho. Wokalnie jest... powiedzmy, że OK, bo choć Thanatoida ciężko tutaj zrozumieć, to przynajmniej na nagraniach jest wściekły i wypluwa słowa niczym serie z karabinu. Słabiutko wypadają natomiast solówki. Tych jest na demku kilka i żadna, mówiąc kolokwialnie, dupy nie urywa, a niektóre z nich ("Suffering Hours") lepiej by było po prostu wyciąć. Również do pracy perkusisty można się przyczepić, bo o ile w "Innocent World" czy "Crucifier" całkiem fajnie wali w bębny i robi imponujące przejścia, to już w "Lost Mind" czy "Suffering Hours" zdarza mu się zagrać nie w takt.
Wszystkie kawałki z pierwszego demo znalazły się później na debiutanckim albumie zatytułowanym "Merciless Conviction" i jestem ciekawy tego, w jaki sposób zabrzmią one na bardziej profesjonalnym wydawnictwie. "Innocent World" jest bowiem mocno niedopracowane pod względem technicznym, ale jednocześnie jest w stanie przykuć uwagę słuchacza swoją zadziornością. Na ten moment dyskografia ateńskiej formacji zamyka się w trzech albumach studyjnych i kilku splitach, więc jeśli jesteście ciekawi tego, jak brzmi thrash metal z południowej części Półwyspu Bałkańskiego, to sprawdźcie któreś z tych późniejszych wydawnictw. Jeśli spodoba Wam się to, co usłyszycie, to dopiero wtedy sięgnijcie po "Innocent World", gdyż na ten moment to w zasadzie tylko taka ciekawostka dla fanów formacji.