01. Zmartwychwstanie 02. Poznaj swoich wrogów 03. Bez przebaczenia 04. Krew, ogień, śmierć 05. Pieczęcią niech będzie krew 06. Przynoszę wam ogień 07. Kolejna niewinna ofiara 08. Martwy jak ty 09. Jak światłość i mrok 10. Iluminacja 11. Bóg cię nie ocali
Frontside... Frontside, Frontside, Frontside... Nasza rodzima Dolina Niesamowitości. Z jednej strony trzymająca się swych korzeni jak Dąb Bartek, z drugiej twór eksperymentujący, badający teren, próbujący się wpasować w każdą łaskę. Przez lata kroczyli swoją ścieżką ciemności, później zachciało się rock'n'rolla (który zebrał więcej hejtu niż Dave Mustaine przez całe życie), a teraz wracają z nowym materiałem. Czym jest "Zmartwychwstanie"? Czy odrodził się Mesjasz? Czy wręcz przeciwnie? Cóż... dwa-tysiące-osiemnaty-rok-Frontside-zaczynamy:
Album rozpoczyna się "Zmartwychwstaniem". Zaczyna się klimatycznie, choć mam nieodparte wrażenie że gitara grająca melodyjkę strasznie fałszuje. Chwila wstępu... i jest wpierdol, taki Frontside za jakim każdy tęsknił. To nie są Smoki. To jest Belzebub. Utwór bardzo umiejętnie się rozwija - od intra do konkretnego napierdolu. Auman nigdy nie brzmiał tak dobrze. Całość miksu też na światowym poziomie. Jest sążnie. Dobry otwieracz. Jedziemy dalej. "Poznaj Swoich Wrogów", zaczyna się typowo, ale wystarczy chwilę poczekać aby zaskoczył nas ciągłym długim blastem. Riff na blaście jest dosłownie schizofreniczny, sam nie wiem czy się podoba czy nie, ale wiem na pewno ze ryje łeb strasznie. Do tego pod koniec utworu wpada świetna zmiana klimatu z dołożoną gitarą w tle, pseudo solową, która ryje łeb jeszcze bardziej. Ten utwór kojarzy mi się poniekąd z serią gier Silent Hill za dobrych czasów. To bardziej kaskada dźwięków, niż złożonej całości, ale do tego jeszcze wrócimy.
"Bez Przebaczenia" jak sam tytuł wskazuje nie wybacza. Jest to kolejny bardzo dziwny schizofreniczny utwór, gdzie główną rolę odgrywają trytony. Był to pierwszy utwór udostępniony przez zespół do zbiorowego odsłuchu, więc już nieco przywykliśmy. Po raz kolejny Auman brzmi jak rasowa świnia (w dobrym tego słowa znaczeniu!), gitary, cała sekcja tną prosto, acz konsekwentnie. Dalej, dalej, dalej... "Krew, Ogień, Śmierć", który bankowo będzie punktem obowiązkowym nadchodzących koncertów. Łatwo wpadający w ucho refren, ciągle powtarzalny, ale robiący robotę. Pięknie tnące gitary i wpierdol. Znów. Tym razem Frontside nie odpuszcza.
Czas na chwile oddechu, a nie, moment, jeb blast. Frontside wciąż nie odpuszcza. Dostajemy w łeb mocnymi riffami i jakimiś bliżej nieokreślonymi skowytami Aumana. Wiem, powtarzam się, ale ten chłop przerósł samego siebie na tym albumie! "Pieczęcią Niech Będzie Krew" ma zadatki na "albumowy hicior" poprzez fragment melodyjnej wstawki. Ale niech nie zmyli was to określenie, to nie są Wspomnienia-Jak-Relikwie-typ-balladki, to raczej jak Zapalnik-typ-balladki. Na tym albumie litości nie ma.
A teraz odpoczynek.
Pięciu Wspaniałych Chłopców Z Piekła "Przynosi Wam Ogień". Lekko odpoczywamy. Nie jest tak intensywnie. Sam utwór w swym środku przypomina mi... Moonspella, a konkretnie partia perkusji. Utwór jak już mówiłem nieco spokojniejszy, ale też trochę bez wyrazu. Następny utwór zasługuje na szerszy wpis. "Kolejna Niewinna Ofiara" to utwór, który brzmi jakby był skonstruowany te 15 lat temu kiedy Frontside bardzo się lubował w dźwiękach ulicy. Nie jestem pewien czy ktoś tu śpiewa gościnnie czy nie (w oficjalnej książeczce nie znalazłem takiej informacji), ale numer jest na pewno intrygujący, wyróżniający się. Sporo hip-hopowego monologu (czy jak to tam się zwie, ale czaicie). Na pewno utwór interesujący i zaskakujący swoją formą, taki bardzo joł-joł. "Martwy Jak Ty" też jest jakby łagodniejszy, tak jakby zespół się zmęczył. Utwór dość nijaki, żaden riff jakoś specjalnie się nie wyróżnia. Chociaż przygrywki za połową wskazują na kreowanie melodyjnego, zapadającego w pamięć utworu. Jedyne problem polega na tym że miażdżące brzmienie całości z miejsca wybija z głowy wszelkie pomysły związane z przebojowością.
"Jak światłość i mrok", jest jak poprzednik. Niby coś próbuje, ale jest nijaki. Nie potrafię skojarzyć ani jednego riffu z tym utworem. Po dłuższej chwili snu budzi nas blast w "Iluminacja". Czujemy już powoli zmęczenie, albowiem riffy zmieniają się w sposób, powiedziałbym losowy. Z utworu nic za bardzo nie wynika, pełna losowość. To znaczy od połowy albumu można wziąć dowolny riff z dowolnego utworu, zmieszać go z innym i puścić jako osobny numer. Jakoś nie bardzo tworzy mi to jedną spójną całość a raczej taką losową zbieraninę dźwięków. I ten utwór jest tego najlepszym przykładem. Aczkolwiek zdaje sobie sprawę że są również fanatycy takich kombinacji! To tylko moje zdanie!
"Bóg Cię Nie Ocali", ostatni utwór na płycie. Cóż szykuje FS na zakończenie? Jest czołg, jest typowy FS który kochamy. W środku znów chory riff rozłożony na dwie gitary. Całość nieco przypomina riffem zwrotkowym "Promienie Umierającego Słońca", tylko gorzej.
Posumujmy zatem. Album brzmiący perfekcyjnie. Wokal - majstersztyk. Bębny - poprawne. Bas - jak to Nowak, genialny. Gitary - tną. Wokal - mistrzostwo świata. Kompozycje - różnie. Utwory zdają się momentami być bardzo na siłę, byle coś udowodnić. Riffy, patenty w obrębie danego utworu czasami nie kleją się ze sobą. Wielokrotnie sprawiają wrażenie doklejonych z całkiem innej bajki. Brzmieniowo wszystko jest na swoim miejscu, za wyjątkiem solówek, które zdają się odstawać stylistycznie. Brzmieniowo, mam wrażenie że całość rytmów jest grana na emg18 a solówki na jakiś single coil, a jedno do drugiego pasuje jak "Legenda" do "Bóg Stworzył Szatana". Widać, że chłopaki chcieli udowodnić światu że lubią coś jeszcze niż "Lubię Pić". Dostaliśmy kawał schizofrenicznego grania, najprawdopodobniej najbardziej poryta płyta w historii Frontside. Ciężko nawet wyjaśnić co tu się OdJaniePawla. Na przestrzeni całości nie ma ani jednej linijki śpiewanej melodyjnym głosem. Sam napierdol. Za to szanuje, szanuje zważywszy na rozterki wspomniane powyżej, tak na 7/10 z plusikiem, ale czy inni poszanują? Sprawdźcie sami LEGIONY! Co sądzicie?