Nie ukrywam, że wolę inne odmiany metalu. Heavy, power, speed. Co nie oznacza, że nie lubię death metalu. Owszem jest kilka zespołów, które naprawdę cenię bardzo wysoko i słucham często. Jednym z takich zespołów jest nieistniejący już niestety Death. Był to prawdopodobnie najlepszy death metalowy zespół jaki pojawił się na tym padole. I był też jednym z pierwszych.
Chuck Schuldiner jest nazywany do dziś ojcem chrzestnym death metalu. I jest w tym sporo racji. Bo takiego muzyka jak Chuck na scenie deathowej nie było i długo jeszcze nie będzie. Co prawda jego wokal może nie należy do typowych, nie growlował tak jak Glen Benton czy David Vincent, ale jego charakterystyczny skrzek bardzo pasował do tej muzyki. Nie muszę dodawać że był też genialnym gitarzystą, a nade wszystko kompozytorem. Bo Death to on, na każdej płycie miał inny skład (grali z nim tacy muzycy jak Andy LaRocque, Steve DiGiorgio, Rick Rozz, czy Gene Hoglan), to jednak on grał główną rolę w tym przedstawieniu. Death po prostu zrewolucjonizował metal. Takie płyty jak "Symbolic" czy "Human" są wymieniane jednym tchem obok "In Rock", "Master Of Puppets", "Reign In Blood", "The Number Of The Beast", Four Symbols", "Paranoid", "Painkiller" wiadomo kogo. Bardzo przemyślane kompozycje, skomplikowane aranżacje, doskonałe solówki, wielka precyzja, to cechy charakterystyczne dla tego zespołu. Zadebiutowali w 1987 roku, albumem "Scream Bloody Gore", była to jeszcze typowa deathowa nawalanka, a teksty traktowały o horrorach. Kolejny album to był już wielki krok naprzód i pierwsze poważne dzieło Chucka. Chodzi o wydany w 1988 roku "Leprosy". I właśnie tej płycie chciałbym poświęcić więcej uwagi.
Album ten zapoczątkował szaleństwo na death metal, był właściwie pierwszym dziełem z tego gatunku. Ciężkie, monumentalne momentami riffy, złożone aranżacje, częste zmiany tempa, raz wolno a raz z prędkością światła, o ile nie szybciej. Do tego niski, skrzeczący głos wokalisty. Tak nikt wcześniej nie grał, chociaż kilku próbowało z różnym skutkiem (Sepultura). Również tekstowo album oddalił się od typowej horrorowo-antychrześcijańskiej stylistyki. Mamy przerażający obraz chorych na trąd ludzi ("Leprosy") czy próbę uchwycenia odczuć człowieka którego tylko aparatura medyczna trzyma przy życiu ("Pull The Plug"). Nie jest to co prawda to co na innych płytach, jeszcze nie ma tak mocno filozoficznych liryków. Nie będę tu się rozpisywał nad poszczególnymi numerami, bo płytę należy słuchać jako całość i tak ją odbierać (chociaż nie jest konceptem). Jest to naprawdę doskonały album. Chociaż po nim było jeszcze 5 innych, lepszych i gorszych, proponuję zacząć od "Leprosy". Dzięki takim albumom ten zespół nigdy nie zostanie zapomniany. Mimo iż Chuck nie żyje, a Death nie istnieje, to mamy te kilka krążków które są historią death metalu w pigułce. Więc zwracam się do wszystkich power & heavy maniaków. Nie zamykajcie swych uszu dla innych odmian metalu. Posłuchajcie od czasu do czasu czegoś innego, rozszerzajcie swoje horyzonty. I zacznijcie od płyt Death, bo to naprawdę wartościowa muzyka. Wsłuchajcie się w nią, spróbujcie zrozumieć muzykę i teksty. Bo Chuck miał naprawdę wiele do powiedzenia. Ale niestety nie zdążył powiedzieć wszystkiego.
Ralf / [ 23.12.2003 ]
|