1. Dark Frozen World
2. Sea of Fate
3. Crystal Moonlight
4. Reign Of Terror
5. Danza Di Fuoco E Ghiaccio
6. Raging Starfire
7. Lost In Cold Dreams
8. On The Way To Ainor
9. The Frozen Tears Of Angels



4 lata. Całe, długie 4 lata od wydania ostatniego albumu kazali czekać na siebie Włosi spod szyldu Rhapsody Of Fire. Było zawieszenie działalności, procesy sądowe, kłótnie z wydawcą i cała masa innych problemów. Ten okres kapela ma już za sobą, co zresztą zaowocowało powrotem do studia i wydaniem na przełomie kwietnia i maja roku bieżącego nowego albumu. Opatrzony jakże epickim tytułem krążek "The Frozen Tears Of Angels" w zasadzie nie odbiega znacząco od koncepcji zespołu zaprezentowanej na "Triumph Or Agony". Luca Turilli i spółka pozostali wierni swoim ideom i sposobowi pojmowania muzyki. Dalej jest to bardzo melodyjny heavy/power metal (celowo unikam określania ich twórczości mianem film skore metalu - po prostu nie trafia ono do mnie).

Na "The Frozen Tears Of Angels" znalazło się 11 utworów (9+2 bonusy), które - i tu podkreślam - nie powalają za pierwszym, czy drugim przesłuchaniem. Moim pobożnym życzeniem jeszcze przed wydaniem tej płyty był powrót muzyków do korzeni Rhapsody. Do czasów tak zamierzchłych, jak okres w którym powstawały "Dawn Of Victory" czy choćby nawet "Power Of The Dragonflame". Z drugiej jednak strony Włosi prochu nie wynaleźli i raczej się na to nie zanosi. Nowy album jest po prostu solidną porcją melodyjnego grania, tak charakterystyczną przecież dla Rhapsody Of Fire. Utwór "Sea Of Fate", który otwiera album powinien być znany bliżej fanom, gdyż znalazł się on wcześniej w Internecie. Ten wybór jest jak najbardziej trafny - utwór jest szybki, z dobrym riffem i chwytliwym refrenem. Do jaśniejszej strony mocy należy również z całą pewnością "Reign Of Terror" czy "Raging Starfire", które dają niesamowitego kopa. Pomysłowe, utrzymane w dobrym tempie, po prostu stare dobre Rhapsody! Chłopaki nie byliby sobą, gdyby zabrakło części bardziej symfonicznej, epickiej z charakterystyczną narracją Christophera Lee. Jest więc ciekawe intro, śpiewane w języku włoskim "Danza Di Fuoco E Ghiaccio" (najzwyczajniej kiepskie) i zamykający właściwą część albumu utwór tytułowy. Ten ostatni jest niezwykle rozbudowany, pełen inkantacji i epickiego tła - prawdziwa fantastyczna historia ubrana w nuty i słowa. Na deser polecam "On The Way To Ainor", który jest - moim zdaniem - a najlepszym kawałkiem na tym krążku. Dobra tonacja, ciekawa perkusja i patos, doprawione ciekawą wariacją gitarową.

Niby jest ciekawie, niby z każdym kolejnym przesłuchaniem albumu odkrywam nowe smaczki, ale to nie jest szczyt formy Włochów sprzed lat. Zarówno "The Frozen Tears Of Angels", jak i jej poprzednik są w miarę równe, solidne - najogólniej ujmując - mogą się podobać. W stylu i jakości muzyki granej przez Rhapsody Of Fire nie nastąpiła żadna rewolucja. Z pewnością zadowoli to przeciętnego słuchacza, jednak dla mnie - starego "rhapsodowego wygi" - ten krążek jest po prostu albumem, który nie zapadnie jakoś mocno w mojej pamięci. Pomijając moje osobiste refleksje, śmiało zachęcam do przesłuchania i polecam każdemu fanowi epickiej twórczości Włochów!

Świstak / [ 12.06.2010 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Rogos [ rogos1@gmail.com ] 28-07-2010 | 20:01

Według mnie płyta niczym nie odstaje od poprzednich. Dałbym jej 9/10. Zespół nie ma słabego albumu, wszystkie są na bardzo wysokim i równym poziomie. W swoim gatunku Rhapsody nie ma sobie równych.






Rhapsody Of Fire
The Frozen Tears Of Angels

Nuclear Blast - 2010 r.




7/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!