Na początku muszę się przyznać, że nie lubię tego rodzaju płyt. Po pierwsze - CD z coverami przeważnie świadczy o braku pomysłów artysty i jest zwyczajną zapchajdziurą. Po drugie - dla mnie album powinien być nierozerwalną całością, a tutaj mamy do czynienia z 17 osobnymi utworami. Jednak, jako że Dzieciaki z Bodom nigdy mnie jeszcze nie zawiodły, zabrałem się za przesłuchanie ich nowego krążka.
I muszę powiedzieć, że niczym nie zostałem zaskoczony. Ani doborem utworów, klasyki w postaci Slayera, Sepultury, Iron Maiden czy W.A.S.P. z dodatkiem wygłupów, np. Britney Spears czy Kenny Rogers, ani też ich aranżacjami. W każdym kawałku pojawiają się charakterystyczne dla zespołu, grane z prędkością światła solówki, charczący głos Alexa Laiho (z małym wyjątkiem w postaci "Rebel Yell", gdzie dane jest nam usłyszeć czysty wokal) oraz popisy na klawiszach w wykonaniu Jannego. I niby to wszystko piękne i przyjemne, ale po którymś takim samym numerze z kolei, robi się to nudne. Co prawda chłopaków stać na naprawdę świetną przeróbkę, np. "Don't Stop At The Top" czy "Somebody Put Something In My Drink". Ale większość to niestety typowe średniaki, ze wskazaniem na zagrane bez jaj metalowe hymny ("Antisocial" nie ma w ogóle kopa, a po wysłuchaniu "Mass Hypnosis" Maxowi Cavalerze wszystkie dredy chyba zsiwieją). O dziwo najlepiej Finom wychodzą wygłupy w stylu "Oops! I Did It Again", bo wtedy słychać, że chłopakom granie dalej sprawia ogromną frajdę i nie skupiają się oni wyłącznie na zielonych banknocikach.
Płyta mnie niestety nie zaskoczyła, Children Of Bodom przygotowali zestaw średnich utworów z kilkoma wyjątkami (zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi). To niestety za mało, żeby do tej płyty chciało się często wracać.
s7mon / [ 06.11.2009 ]
|