Druga płyta zespołu Pain Of Salvation potwierdza, że od początku był to zespół dążący do oryginalności i własnego stylu. Choć w niektórych miejscach dość mocno jeszcze osadzony w progmetalowej stylistyce (choć na szczęście bez popadania w schematy). Śmiało wkracza już na drogę własnych poszukiwań, które na kolejnych płytach zaprowadziły go w wiele niezwykłych, czasem skrajnie różnych, muzycznych miejsc.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów brzmienia grupy są ekspresyjne, zróżnicowane wokale Daniela Gildenlöwa i jego teksty, w większości przypadków tak samo ważne jak muzyka. Na tej akurat płycie dość mocno zaangażowane, poruszają m.in. tematykę antywojenną oraz kwestię niszczenia środowiska naturalnego. Tytuł płyty odnosi się do jeziora Karaczaj w Rosji, w którym składowane były odpady nuklearne i poziom promieniowania był tak silny, że już po godzinie jego dawka była śmiertelna. Gdy zaczęło wysychać, wiatr roznosił radioaktywny pył i zagrożenie jeszcze wzrosło, przez co jezioro musiało zostać wypełnione betonem.
"One Hour..." to w zasadzie koncept album i jako taki powinien być słuchany w całości. Jest jednak kilka fragmentów, które zdecydowanie się wybijają. Zdecydowanie trzeba wymienić tutaj kapitalny, przejmujący "The Big Machine", z intrygującym rytmem i ciekawie potraktowaną warstwą wokalną. Posłuchajcie tego fragmentu pod koniec, ze słowami "What if we lose control?" - czy posępne "Black Hills" i "Shore Serenity". Dobrze sprawdza się też bliższy typowego progmetalu zamykający całość "Inside Out", przechodzący w ciszę, z rzadka tylko przerywaną niepokojącymi odgłosami czy urywkami muzyki, która wypełnia czas aż do końca sześćdziesiątej minuty - tak, ta płyta, zgodnie z tytułem, trwa równą godzinę. Warto zwrócić uwagę na fakt, że teksty oparte są na solidnych źródłach - we wkładce znalazła się lista prac i autorów, które były ich podstawą. Książeczka płyty w ogóle warta jest przeanalizowania - obok słów piosenek znalazły się tam też pewne cytaty, które dodatkowo pogłębiają i wyjaśniają ich znaczenie.
Ten album pozostaje chyba nieco w cieniu późniejszych płyt Pain Of Salvation, takich jak "The Perfect Element I", "Remedy Lane" czy "BE", ale zupełnie niesłusznie. To znakomita rzecz, pełna pięknej muzyki i zmuszających do myślenia tekstów (choć i bez ich analizy emocje, od których "One Hour..." wręcz kipi, powinny poruszyć słuchacza). Uważam, że jest to pozycja nie mniej obowiązkowa dla każdego zwolennika metalu czy rocka progresywnego - i w ogóle ciekawej muzyki - niż pozostałe wydawnictwa grupy.
Hanna Zając / [ 18.04.2008 ]
|