01. Seeds Of The Desolate
02. Black Castle
03. The Final Sin
04. It Came Upon One Night
05. The Hourglass
06. Beneath The Fading Sun
07. Plague Of Procreation
08. Beyond The Crimson Horizon



Dwie pierwsze płyty Solitude Aeternus uznawane są za najbardziej klasyczne. Druga z nich, właśnie "Beyond The Crimson Horizon" podoba mi się znacznie bardziej. Choć nie doszło do żadnych rewolucyjnych zmian w muzyce, album ten brzmi pewniej i dojrzalej. Wszystko zyskało na wyrazistości: muzyka stała się jeszcze bardziej spójna, także brzmienie nabrało mocy.

Wciąż jednak mamy do czynienia z tą samą stylistyką, z tymi samymi Blacksabbathowo-Candlemassowymi inspiracjami, podobną budową riffów i melodii (te akurat może minimalnie mniej zapadają w pamięć niż na płycie poprzedniej, ale i tak są nieprzeciętnie dobre), z tym samym - choć chyba jeszcze głębszym - ponurym nastrojem, który jednak nie odbiera muzyce metalowej siły i wyrazistości. Zdecydowanie poprawiły się partie wokalne, stały się dużo bardziej ekspresyjne. Wydaje się, że dopiero tu Robert Lowe poznał w pełni możliwości swojego głosu i nauczył się go w znakomity, pełen emocji sposób wykorzystywać.

Wszystkie utwory na płycie są bardzo dobre, ale dwa wyróżniają się szczególnie. Pierwszy to zdecydowanie "Beneath The Fading Sun", ze spokojnym, nastrojowym wstępem, ale później nabierający mocy i ciężaru, z wyjątkowo ekspresyjnym, dramatycznym śpiewem i poruszającą melodią. Trzeba zaznaczyć, że od czasu debiutu zespół nauczył się grać delikatne fragmenty, które na poprzedniej płycie były mało przekonujące, także podobny w charakterze wstęp do otwierającego płytę "Seeds Of The Desolate" brzmi bardzo dobrze. Wspaniały jest też zamykający płytę, potężny, przytłaczający wręcz ciężarem i klimatem "Beyond...". Już ten jeden czterominutowy, instrumentalny, wzbogacony biciem dzwonów fragment wystarczyłby, aby zapewnić Amerykanom miejsce w historii doom metalu. Ten utwór to wręcz definicja gatunku, gdyby ktoś poprosił mnie o wyjaśnienie mu, czym jest doom, po prostu puściłabym ten kawałek i wszystko stałoby się jasne.

Ten album to krok do przodu w stosunku do - też znakomitego - debiutu (choć mocne jest też stronnictwo tych, którzy wolą "Into The Depths Of Sorrow"; różnica poziomu nie jest duża, więc łatwo to zrozumieć; mnie bardziej odpowiada bardziej dopracowana "dwójka"), a jednocześnie jedna z najlepszych płyt gatunku, którą spokojnie można postawić obok "Epicus Doomicus Metalicus" czy "Nightfall" Candlemass, zespołu, który od początku był ważną inspiracją dla amerykańskiej grupy i do którego niedawno dołączył wokalista Robert Lowe, na szczęście nie opuszczając Solitude Aeternus.

Podobnie jak płyta debiutancka, album "Beyond The Crimson Horizon" został niedawno wznowiony, w wersji zremasterowanej, z dwoma bonus trackami, zapakowany w digipak. Jest to więc dobry moment, aby uzupełnić swoją kolekcję o tę klasyczną pozycję.

Hanna Zając / [ 16.04.2007 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Solitude Aeturnus
Beyond The Crimson Horizon

Roadrunner - 1992 r.




9/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!