Lata dziewięćdziesiąte były trudnym okresem dla thrash metalu. Wiele kapel przestało istnieć, by powrócić po latach, wiele poszło za modą wprowadzając do swej muzyki nowoczesne elementy. Właśnie... nowoczesne elementy. Dziesiąta płyta studyjna Overkill budzi bardzo sprzeczne opinie. Jedni mawiają że na tym krążku Nowojorczycy się sprzedali, że poszli za modą i nagrali album który miał być próbą zagrania w stylu Pantery. Inni posuwają się jeszcze dalej nazywając go po prostu plagiatem! Ale jak jest naprawdę?
Na płytę składa się tradycyjnie 10 utworów trwających łącznie około 50 minut. W sam raz, nie za mało, nie za dużo. Album otwiera utwór tytułowy. Długi, klimatyczny wstęp i pierwsze uderzenie. Core'owe riffy, wpadający w ucho refren - jest nieźle. "My December" to wokalny popis Blitza, który na tym albumie nagrał chyba swoje najlepsze wokale. "Let Us Pray" nie jest coverem Judas Priest jak może sugerować tytuł. Wolny początek, kapitalny riff przewodni, zwolnienie w środku. Słychać kobiece wokale. Naprawdę świetny numer. Jedziemy dalej. "80 Cycles" to znowu średnie tempa, świetne riffy. "Revelation" to pierwszy szybki numer, udziela się tu wokalnie siostra Blitza. Mamy tutaj również pierwsze solo. Trochę późno... Następny utwór to motoryczny "Stone Cold Jesus", chyba najlepszy kawałek na płycie. "Forked Tongue Kiss" i "I Am Fear" to typowe thrashowe killery. Jest szybko i ostro, prawidłowo. Kompozycja numer dziewięć to najbardziej melodyjny "Blach Line". Płytę kończy "Dead Men" - typowo Overkill'owy utwór, z bardzo słyszalnym basem.
Wielkim plusem tej płyty jest jej niesamowity, wciągający klimat. Nie ma mowy o nudzie. Jest ostro ale melodyjnie zarazem. Minusy? Na pewno to, że wśród 10 utworów tylko 4 mają solówki... niektórzy mówią że ten album jest mało Overkill'owy. Ja uważam, że nie ma w tym prawdy. To przecież rasowy thrash i kolejny świetny album Nowojorczyków.
Vader / [ 13.01.2007 ]
|