Sześć lat.... Tyle czasu musieli czekać fani Venom na nowy album trójcy z Newcastle. Czemu tak długo? Co robiła kapela w tym czasie? Przez rok koncertowała, promując poprzedni, dość średni album - "Resurrection". Zahaczyła m.in. o Wacken Open Air, gdzie została bardzo entuzjastycznie przyjęta przez publikę. Później muzycy postanowili odpocząć od siebie 2 miesiące i zebrać się ponownie, aby rozpocząć prace nad nowym krążkiem. Wtedy stała się rzecz nieprzewidziana. Cronos - miłośnik łażenia po górach, miał wypadek na jednym z walijskich szczytów. Diagnoza była dość nieciekawa - poważny uraz kręgosłupa i koniec kariery muzyka. Lant nie poddał się jednak i postanowił wrócić do gry na basie. Rehabilitacja trwała 2 lata - za długo dla Mantasa, który postanowił opuścić Venom i zająć się karierą solową. Zastąpił go Mike "Mykus" Hickey, pierwszy człowiek spoza Wysp w zespole. W międzyczasie kapela wypuściła na rynek kompilację noszącą tytuł "MMV" i wreszcie wlazła do studia w Newcastle.
Sama praca nad płytą też nie przebiegała bez incydentów. Podczas nagrywania basu zauważono pęknięcia na stropie budynku i konieczna okazała się zmiana studia. Przesunęło to znacznie datę wydania albumu. Wreszcie w marcu tego roku krążek ujrzał światło dzienne. Muzycy już podczas sesji podkreślali, ze będzie to wielki powrót do korzeni, że płyta wprost zionie jadem i brudem. I faktycznie, już sam tytuł brzmi bardzo znajomo... "Metal Black". Nawiązanie do kultowej "dwójeczki" widać także w oprawie graficznej. Z okładki spogląda na nas dobrze znana głowa kozła Baphometa. Jak wygląda muzyka? Co tu dużo mówić - jest po prostu świetna! Już na "Resurrection" widać było, ze Venom przestał bawić się hard rockem, poprzednia płyta była jednak strasznie nierówna i po pewnym czasie po prostu dłużyła się. Teraz jednak o wypełniaczach i nudzie nie może być mowy! Już od pierwszych minut uwagę zwraca świetna gra Anttona. Lant junior dwoi się i troi nad garami. Bardzo wyraźnie słychać stopy. Cronos bardzo poprawił wokal. Nie ma już drażniących wyć znanych choćby z "Cast In Stone". Największe wrażenie zrobił na mnie jednak nowy wioślarz - Mykus, postać wcześniej zupełnie nieznana. Chłopak po prostu, rzecz wcześniej u Venom niespotykana, zasypuje nas świetnymi pokręconymi solówkami.
Cronos i spółka zafundowali nam 14 bardzo różnorodnych kompozycji. Zaczynamy od mocnego uderzenia - "Antechrist". Utwór po prostu zabija - jest bardzo szybki i idealnie nadaje się na pierwszy numer na płytę. Dwójeczka, czyli "Burn In Hell" to moim zdaniem jeden z najlepszych kawałków w całej historii Venom. Utrzymany jest trochę w motorheadowo - bluesowych klimatach. Na uwagę zasługuje prześliczna solówa Mykusa. Bardzo podoba mi się także powolny, majestatyczny i potwornie ciężki "House Of Pain" przypominający trochę najlepsze kawałki z "Resurrection". Z kolei "Death& Dying" jest popisem Anttona. Nie ma tu mowy o jakiejś zabawy w melodie. Utwór jest po prostu jednym wielkim walcem. Cronos nie śpiewa, on wypluwa z siebie pojedyncze wyrazy. "Rege Satanas" jest chyba najmroczniejszym numerem na płycie. Pełno tu jadu. No i ten refren.... Świetny jest także "Darkest Realm". Fajny "bujany" motyw przeplatany jest tu ostrą jazda na dwie stopy. Z kolei na "Lucifer Rising" chłopaki trochę poeksperymentowali. Przesterowany wokal Cronosa jednak nie przeszkadza, a mięsiste riffy i piękna, powolna solówa Mykusa tworzą niepowtarzalny klimat. Po prostu oczekuje się z niepokojem wschodzącego Lucyfera - super! Jedenastka - "Hours Of Darkness" to zdecydowanie najwolniejsza i najbardziej melancholijna kompozycja na płycie. Pełnie umiejętności pokazuje tu nowy wioślarz. Może jego solówki nie są popisem techniki gry na gitarze, ale idealnie wpasowują się w nastrój utworu - mistrzostwo świata! "Maleficarvm" to również wolny numer. Tutaj popis daje z kolei Cronos. Widać, ze w czasie przymusowej przerwy pracował nad wokalem i umie nie tylko się drzeć, ale i czasami pięknie pozawodzić. Na koniec chłopaki serwują nam kolejny kawał mięcha w postaci utworu tytułowego.
"Metal Black" to naprawdę świetna, bardzo różnorodna płyta. Mamy tu trochę czadu, mamy trochę wolnych, mrocznych kawałków. To jest po prostu Venom z początku lat 80-tych. Kompozycje są tylko nieco mniej uproszczone. We wszystkich utworach są solówki, co wcześniej NIGDY się u tej kapeli nie zdarzało. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, iż mamy do czynienia z najlepszym krążkiem Venom od czasu "At War With Satan" i na pewno kandydatem na album roku 2006. Marsz do sklepów!
Venom / [ 18.05.2006 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|