1. Deus Culpa
2. Con Clavi Con Dio
3. Ritual
4. Elizabeth
5. Stand By Him
6. Satan Prayer
7. Death Knell
8. Prime Mover
9. Genesis



Do pewnego dnia miałem wrażenie, że wszystko, co najlepsze w heavy rocku już było, a dzisiejsze zespoły to głównie kalka z bandów, które grały już ponad 20 lat temu. Ale 24 czerwca 2014 roku okazało się, że to wrażenie było złudne. Na stadionie Lecha w Poznaniu pojawił się niejaki Papa Emeritus II wraz ze swoją czarna kompanią, czyli Nameless Ghouls i dali razem krótki, acz treściwy koncert jako Ghost B.C. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co sądzić o tym Duchu, ale kilka tygodni później odpaliłem sobie ich EP'kę z coverami innych artystów. Utwory takie, jak "If You Have Ghosts" albo "Secular Haze" chwyciły mnie za serce i sięgnąłem po debiut tego szwedzkiego zespołu, "Opus Eponymous", wydanego przez wytwórnie Rise Above. Już sam fakt, że pierwszy album mało znanego zespołu jest sygnowany przez taką firmę może zachęcić człowieka do zapoznania się z płytą. Dlaczego więc taka marka, jak Rise Above zdecydowała się na wydanie debiutu zespołu, o którym dosłownie nic nie było wiadomo? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy (ach, jakże to odkrywcze) po przesłuchaniu "Opus Eponymous".

Organowy popis solowy o ładnym, łacińskim tytule "Deus Culpa" wprowadza nas w klimat nabożeństwa. Należy już w tym miejscu wspomnieć, że klawisze to istotny element płyty i będą się przewijały przez cały krążek. Co potem? Dzikie riffy rodem ze slayerowskiego "Reign In Blood"? Nic z tych rzeczy. W "Con Clavi Con Dio" odzywa się za to basista, który gra prosty, ale chwytliwy riff. Po chwili słyszymy wokalistę, Papę Emeritusa. Śpiewa spokojnym i czystym głosem, ale zdarza mu się growlować. Refren stanowią ciekawe chóry. Kolejnym numerem jest "Ritual" - sztandarowy już utwór zespołu. Czemu? Pewnie dlatego, że ma bardzo chwytliwy refren i w ogóle jest jednym z tych łatwiejszych do słuchania kawałków z "Opus Eponymous". Nie oznacza to, że możemy go postawić obok komercyjnych piosenek zespołów indierockowych. Bowiem w środku Papa raczy nas charczeniem słów Our Father Who Art In Hell..., a tekst na pewno nie pasuje do radia. Jaki szary obywatel chce podczas jazdy autem słuchać o szatanie i rytuałach? Do pewnego czasu "Ritual" zamykał koncerty zespołu, na ostatniej trasie był grany jako jeden z pierwszych utworów podczas występów. Kolejny kawałek nosi tytuł "Elizabeth" i jak już może część z czytelników zgadła, opowiada o Elżbiecie Bathory. Ten numer promował album i muszę przyznać, że to był bardzo dobry wybór. Utwór ten to "Opus Eponymous" w pigułce i jeden z lepszych utworów z tego krążka. Jednakże według mnie kolejna kompozycja, "Stand By Him" jest o wiele lepsza.

Rozpoczyna się rytmem wybijanym przez perkusję, a potem to już klasycznie. Gdzieś czytałem, że gitarzysta Dream Theater niepotrzebnie układa zawiłe solówki, bo i tak nikt ich po kilku chwilach nie pamięta. I muszę się z tym zgodzić. Takie utwory, jak "Stand By Him" po kilku przesłuchaniach mamy już zapamiętane. Mi się to podoba, choć sam jestem nieco fanem technicznego grania. Macie czasem tak, że potrzebujecie trochę więcej czasu, by uznać jakiś utwór za świetny? Ja tak miałem z "Satan Prayer". No cóż, posłuchajcie sami. Niektórym może nie przypaść do gustu "Death Knell". Ten numer bardzo przypomina Black Sabbath z czasów debiutu. I choć nie jest to najlepsze, co nagrał Papa z Bezimiennymi, to nie jest to też bubel muzyczny. Znalazł się na stronie B singla "Elizabeth" w wersji demo. Ale to tylko pojedynczy wybryk, a "Prime Mover" pokazuje, że płyta to dzieło gości z Linköping, a nie Birmingham (dla tych nie w temacie: Sabbath pochodzi z tego miasta). Bardzo dobry kawałek, jeden z najcięższych na płycie. No i na koniec "Genesis". Utwór instrumentalny, pełny dobrej energii. To swego rodzaju most pomiędzy "Opus Eponymous", a drugim longplayem zespołu "Infestissumam".

Ghost ma fanów jak i krytykantów. Część osób twierdzi, że to świetny zespół, a część obwinia ich za kopiowanie Mercyful Fate. Prawda jest taka, że tyle w Papie Emeritusie jest Kinga Diamonda, co w Kostrzewskim Sinatry. Ghost dokonał czegoś świetnego - połączył brzmienia z lat '70 z przebojowością. I brzmi to bardzo świeżo. Niektórzy mogą zarzucać Szwedom schematyczność i to, że nie grają 20 minutowych suit. A inni po prostu delektują się muzyką. Ja należę do tych drugich i Wam też to radzę.

Jakub Marszałek / [ 17.02.2015 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Svent [ smerfnaczelnik@wp.pl ] 23-02-2015 | 22:32

Czy moglby ktos co wiekszych ignorantow z tego serwisu oswiecic, ze solowki sie KOMPONUJE a uklada np. puzzle? Jakby jeszcze takie ignoranta doksztalcic na czym owa ogromna roznica polega, to moze by sie pozniej takie recki dalo czytac BEZ NIESMAKU? Nawet jezeli, tak jak w tym przypadku, teza jest sluszna, o tyle wykonanie literackie jest ponizej akceptowalnego poziomu dla zinow.


Autor [ kmberserker@gmail.com ] 24-02-2015 | 18:58

Pierwszy raz się spotykam, by komuś przeszkadzały słowa "ułożyć solówkę". To wyrażenie jest bardzo powszechne i nawet gitarzyści go używają. Myślę, że jeden wyraz nie jest czymś, od czego zależy pokój na świecie. No i czym jest solówka? Czy nie składa się z dźwięków? Co więc robią muzycy, jeśli nie składają tych dźwięków do kupy?


Alucard [ hhshjvsbs@onet.pl ] 02-09-2015 | 18:20

Wszyscy tak chwalą Ghost,a ja słucham i słucham... i nic. Kilka motywów całkiem dobrych, ale wokal trochę bezbarwny. Con Clavi Con Dio jest niezłe, zgoda.
Ale gdzie w tej całej płycie są lata 70? Jestem fanem klasycznego hard rocka (Black Sabbath, Deep Purple, Led Zeppelin, Uriah Heep). Nie znajduję w Ghots starej dobrej muzyki. Jak dla mnie są oni zbyt... popowi.






Ghost
Opus Eponymous

Rise Above Records - 2010 r.




9/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!