01. Infestissumam
02. Per Aspera Ad Inferi
03. Secular Haze
04. Jigolo Har Megiddo
05. Ghuleh / Zombie Queen
06. Year Zero
07. Body And Blood
08. Idolatrine
09. Depth Of Satan's Eyes
10. Monstrance Clock



Niedawno recenzowałem debiut szwedzkiego zespołu Ghost. Postanowiłem nie zwlekać i w wolnej chwili napisać recenzję drugiego dzieła zamaskowanych muzyków, "Infestissumam". Album ten promowany był na koncertach przez ostatnie 2 lata. Podczas tras koncertowych, Ghost dał 3 występy w naszym kraju, podczas których mogliśmy usłyszeć wiele utworów z kolejnej już płyty Ducha.

Kilka słów należy poświęcić szacie graficznej albumu. "Opus Eponymous" miało ją dość skromną, natomiast o "Infestissumam" powiedzieć tak nie można. Płyta w edycji podstawowej znajduje się w cieniutkim ecopacku, który niestety jest podatny na urazy. Nabywcy zwykłego wydania albumu pozbawieni są też bookletu, który dostępny jest jedynie w wersjach deluxe i redux. Pierwsza z nich zawiera dodatkowo dwa bonusowe utwory (cover Abby,"I'm A Marionette" oraz "La Mantra Mori") i znajduje się w plastikowym opakowaniu. Wersja reduxe to "książeczkowe" wydanie płyty. Dodatkowo na dysku numer 2 znajduje się EP'ka "If You Have Ghosts". Rysunki do "Infestissumam" wykonał nasz rodak, Zbigniew Bielak II, znany między innymi ze współpracy z zespołami takimi, jak Mayhem czy Behemoth.

"Infestissumam" to trwająca minutę z hakiem piękna introdukcja. Ważnym elementem albumu jest chór, o czym przekonujemy się już w pierwszym utworze. Ten wstęp to prawdziwy geniusz - jest bardzo chwytliwy dzięki świetnym melodiom. Chór śpiewający po łacinie dodaje dużego smaku i tak samo, jak "Deus Culpa" na "Opus Eponymous", wprowadza nas w nastrój nabożeństwa. Szkoda jedynie, że tak krótko trwa, bo pomimo tego, że jest to jedynie intro, to jak dla mnie Ghost nagrał jedynie kilka lepszych utworów. W "Per Aspera Ad Inferi" odzywa nam się nowy frontman grupy - Papa Emeritus II, który to dowództwo nad zespołem objął podczas koncertu w mieście rodzinnym zespołu. Papa I przekazał mu mikrofon, co miało symbolizować przekazanie władzy nowemu wokaliście. "Per Aspera Ad Inferi" to na pewno utwór dobry, który po kilku przesłuchaniach zna się na pamięć. Zresztą, taka jest cała płyta. Bardzo mocne jest również "Secular Haze", które było pierwszym singlem promującym album. Niepokojąca melodia rodem z wesołego miasteczka powoduje, że kawałek ten jest bardzo charakterystyczny. Myślę, że dobrym ruchem ze strony Papy i Bezimiennych był wybór "Świeckiej Mgły" na utwór promujący wydawnictwo. Kolejny numer, "Jigolo Har Megiddo", jest jednym z najbardziej melodyjnych utworów, jakie Ghost na razie nagrał. Mam nadzieję, że na następnej trasie dalej będą go grać, bo jest to znakomita kompozycja.

A teraz niespodzianka - "Zombie Queen". Chyba najbardziej dojrzały utwór Ducha (i najdłuższy). Trwający 7 minut numer potrafi zaskoczyć. Pierwsza połowa utworu to spokojna gra na pianinie i wokal Papy, który w niskich rejestrach opowiada nam o Królowej Zombie. Ostrzej robi się od 3 minuty. Powolny utwór przekształca się w szybki, melodyjny rockowy numer. Refren naprawdę zapada w pamięć... "Black Light Guides You, Ghuleh". Zdecydowanie jeden z najlepszych fragmentów albumu. Ale na ochy i achy będzie jeszcze czas. Przed nami bowiem "Year Zero". Obok "Ritual" z debiutu, to największy hit zespołu. Nie powinno to dziwić. W końcu muzycy naprawdę świetnie się spisali. Główna melodia opiera się głównie na dźwiękach gitary basowej. Chór spisuje się naprawdę rewelacyjnie, jego obecność zdecydowanie zawyża moją ocenę tego utworu. Jeśli komuś nie spodoba się "Year Zero", prawdopodobnie Ghost w ogóle mu nie podejdzie. Do utworu zrealizowano bardzo... ciekawy teledysk, dzięki któremu zespół został odrzucony przez niektóre media muzyczne. Ciekawe są szepty na końcu utworu. Jak na razie mi i moim znajomym udało się rozszyfrować kilkukrotnie powtarzane słowa "Come To Daddy", ale to wszystko. Po tak udanych utworach przychodzi czas na nieco gorsze kawałki.

"Body And Blood" to słaby numer, który zapowiadał się naprawdę dobrze. Zawsze jak słyszę te gitary na początku, nieco denerwuję się, że aż tak zepsuli ten utwór. Na szczęście "Idolatrine" jest lepsze od poprzednika, ale mimo tego nie jest idealne. Nużyć może wielokrotne powtarzanie jednego zdania. "Depth Of Satan's Eyes" zapowiada się ciekawie i takie też jest. Z tym utworem mam chyba największy problem. Z jednej strony jest to mocna kompozycja, ale z drugiej mamy fragment z chórem, który nijak nie pasuje do reszty utworu. Na szczęście utwór wieńczący album wynagradza nam poziom poprzedników. "Monstrance Clock" jest idealnym zakończeniem "Infestissumam". "Come Together..." - aż kusi, żeby śpiewać sobie pod nosem refren. Tutaj widać pewną analogię: "Infestissumam" rozpoczął śpiew chóru. "Monstrance Clock" się nim kończy. Trwający 47 minut i 47 sekund rytuał zakończył się.

Czy drugi album zamaskowanych Szwedów jest lepszy od pierwszego? Jak dla mnie nie. Możliwe, że jest bardziej dojrzały, ale nie lepszy. Nie wykluczone, że przebiłby debiut, gdyby nie 3 słabsze utwory. "Infestissumam" jest logiczną kontynuacją tego, co Ghost proponował nam na "Opus Eponymous". Jasne, muzyka jest w nieco innym stylu, ale nadal czuć Ducha podczas słuchania tego albumu. Tymczasem, kolejny longplay jest już w drodze. Jeśli okaże się być przynajmniej tak samo dobry, jak poprzednie, to pewnie za jakiś czas "Infestissumam" oraz "Opus Eponymous" osiągną status wydawnictw kultowych. A na razie po prostu zachęcam Was do zapoznania się z muzyką zawartą na "Infestissumam".

Year Zero:



Jakub Marszałek / [ 26.04.2015 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Ghost
Infestissumam

Loma Vista Recordings - 2013 r.




7/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!