Obok niewątpliwej zmiany wizerunkowej, jaką przeszedł przed kilkoma laty włoski zespół, z nowym albumem członkowie Lacuna Coil udowadniają, że na stałe wyszli poza ramy rocka gotyckiego, a zwłaszcza doom metalu. Bez wątpienia, grali ten ostatni w początkach swego istnienia, ale ten etap mają już dawno za sobą. A czym raczą nas w tej chwili odziani w czerń mieszkańcy słonecznej Italii?
Melodyjnej, chwytliwej i nieco spłaszczonej całości nie brak dźwięków klawiszy czy smyków, przypominających o podwalinach obecnego stylu. Ale należy tu mieć na uwadze, że są to jedynie dodatki do niezwykle zgrabnej i smakowitej całości. Wszystkie długie partie gitarowe obudowano tutaj łatwymi do zapamiętania riffami, które brzmią dobrze, ale sprawiają wrażenie wyjętych z szaf opatrzonych napisami "Shallow Life" czy "Karmacode". Niewątpliwie, jest to poważnym zarzutem o powtarzalność, a anegdota o wygrywającej drużynie jest tu nie na miejscu.
Jak za każdym razem, muzyczna zawartość zyskuje znacznie dzięki wokalom Cristiny Scabbii, bez której trudno sobie wyobrazić Lacuna Coil. Wokalistka z powodzeniem prezentuje swoje dobrze znane z poprzednich płyt umiejętności, pozostając tym samym jedną z niedoścignionych w swojej kategorii. O wiele słabiej wypada Andrea Ferro, który chyba pogodził się już z faktem, że zawsze gra tu drugie skrzypce. Jego niedoskonałości wokalne pozwalają po raz kolejny budować hity oparte na zasadzie kontrastu pomiędzy dwójką śpiewających.
Miłym zaskoczeniem w brzmieniowej warstwie płyty okazują się podróże w stronę starszych dokonań, które czułe ucho fana usłyszy z pewnością w "Give Me Something More" - tutaj jest to ukłon w stronę fenomenalnego "Unleashed Memories". Podobne zabiegi, wykonane z powodzeniem, można znaleźć w "I Don't Believe In Tomorrow". Spośród całej chmary melodyjnych, "radiowych" niemalże utworów, wyłowiłbym dwa, które zasługują na szczególną uwagę - są to: "Intoxicated", z bardzo udanym mostkiem, oraz "Kill The Light", który z powodzeniem może być kolejnym, po "Trip The Darkness", singlem z "Dark Adrenaline". Dłuższą chwilę warto poświęcić na kawałki takie, jak "Army Inside", zamykający "My Spirit" czy "Upsidedown", lekko odstające od reszty dzięki wyważonym i ciekawym partiom solowym.
Jednak jak dobrze nie patrzylibyśmy na najnowszą płytę Włochów, jest ona krótka i wypełniona po brzegi przebojowymi utworami, które wydają się być napisane w myśl tej samej zasady. Co prawda, każdy z nich jest równie reprezentatywny, co chwytliwy, ale nie do końca o to chodzi w dzisiejszym biznesie muzycznym. Dobry album powinien zawierać w sobie kilka niejednorodnych haczyków czy niespodzianek. Tutaj wyraźnie ich brakuje. W ogóle nie zaskakuje wobec tego cover "Losing My Religion", który dla mnie jest kompletną pomyłką. Lacuna Coil pokazała, że niezbyt dobrze radzi sobie z coverami na albumie "Karmacode". Ta interpretacja hitu REM nie wnosi niestety nic nowego, a wręcz uwłacza oryginałowi.
Wraz z nową płytą, zespół nie zmienił znacznie kierunku, w którym podąża od kilku ładnych lat. Raczej utwierdza się na pozycji, gdzie melodyjny metal miesza się to z nowoczesnymi gotyckimi naleciałościami, to znów ze słodkimi, niemalże popowymi refrenami. Być może, na tym polu nie ma sobie równych, a stabilna sytuacja wytwórni pozwala na nagrywanie tak przeciętnych płyt. Bardziej wymagająca rzesza fanów, pokręci głową z niezadowoleniem i sięgnie po starsze dokonania grupy, o wiele bardziej wartościowe niż "Dark Adrenaline".
Kuba Jaworudzki / [ 09.11.2012 ]
|