01. Moon Baby
02. Whatever
03. Keep Away
04. Time Bomb
05. Bad Religion
06. Immune
07. Someone In London
08. Get Up, Get Out
09. Now Or Never
10. Stress
11. Situation
12. Voodoo



Rok 1998. To czas w którym światło dzienne ujrzał pierwszy studyjny album bostońskiej grupy Godsmack. Tak naprawdę było to ponowne wydanie nagranego w 1997 roku ich debiutanckiego albumu "All Gould Up", ale po podpisaniu kontraktu z Universal Records, czwórka z Bostonu postanowiła zmienić jego tytuł i nazwała go po prostu "Godsmack".

Co możemy odnaleźć na tym krążku? Sully, Tony, Robbie i Tommy serwują nam tutaj kawał mięsistego amerykańskiego grania, doprawionego mocnymi i nieowiniętymi w splot metafor tekstami. Krążek rozpoczyna "Moon Baby", z chwytliwym głównym riffem i dość ciężką perkusją. Mimo powtarzalności partii, utwór nie męczy nam ucha. W środkowej części robi się coraz bardziej dynamiczny i trzyma się tak do samego końca. Kolejne dwa utwory to promujące krążek "Whatever" i "Keep Away". Po przesłuchaniu pierwszych trzech utworów można już zauważyć, że chłopaki nie porywają się na wirtuozerię instrumentalną. Utwory na płycie oparte są w zasadzie na 5-6 riffach które jednak zgrabnie ze sobą połączone tworzą spójną całość. Tony nie ma ambicji wygrywania solówek w każdym utworze. Tak naprawdę nieśmiało partie solowe wkradają się do "Keep Away", "Get Up, Get Out", "Now Or Never" czy "Situation". Gra Tommiego na bębnach i Robbiego na basie nie jest porywająca, ale dobrze pasuje do koncepcji utworów. Nikt nie wychodzi przed szereg.

Bez wątpienia są utalentowanymi muzykami, ale całą paletę swoich możliwości zaprezentują z pewnością na kolejnych płytach. Nie można natomiast nie zwrócić uwagi na Sully'ego, który już teraz pokazuje swoją bezkompromisowość. Dość bezpośredni przekaz tekstów jak w "Keep Away" czy "Whatever", doskonale podkreślane są przez jakże wyraziste wydzieranie się w "Time Bomb" czy w końcówce "Bad Religion", czy wręcz uwielbiane przez Sully'ego "jejejeje" w "Get Up, Get Out" czy "Now Or Never". Można zauważyć, że Sully potrafi złagodzić i wyciszyć partie wokalne tam gdzie trzeba, by potem zmienić się w krzyczącego wniebogłosy, wyraźnie wpienionego na coś lub kogoś gościa. Zdecydowanie z teksów i formy przekazu można wywnioskować, że coś go gryzie. Całość zamyka hipnotyzujące "Voodoo", moim jeden z lepszych utworów na płycie. Przenosimy się w świat zainteresowań wokalisty magią i okultyzmem. Tutaj zdecydowanie pierwsze skrzypce grają bębny i bas, a gitara dogrywa tylko delikatną partię w zwrotce jak i w refrenie. To dobre zakończenie podróży przez pierwszy krążek kapeli.

Płyta na pewno nie porywa pod względem instrumentalnym. Jeżeli ktoś jest fanem starego poczciwego thrashu czy speed metalu, gdzie utwory doprawiane są kilkuminutowymi solówkami wygrywanymi z prędkością światła, zmianami riffów i z perkusją o prędkości karabinu maszynowego to zdecydowanie tutaj tego nie znajdzie. Faktycznie, czasami jakby brakowało pomysłu, jakby receptą na przedłużenie utworu było powtarzania fraz. Niektórym słuchaczom może się to nie spodobać, na szczęście utwory nie są przesadnie długie, więc nie powinno to bardzo wpłynąć na ogólną ocenę. Nie mniej jednak płyta jest ciekawa i godna uwagi. Wpadnie w ucho każdemu fanowi ciężkich brzmień. Może nie oczaruje, ale wzbudzi zainteresowanie. Moje odczucia są... pozytywne, chociaż płyta nie powaliła mnie na kolana. Jednak Godsmack udowadnia, że dobry, chwytliwy utwór może składać się z 5-6 riffów, a w połączeniu z odpowiednim wokalem, da to pożądany efekt.

Makoś / [ 10.03.2012 ]




 -  Awake





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Godsmack
Godsmack

Republic/Universal - 1998 r.




7/10



 -  Awake



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!