Zawsze ceniłem sobie ludzi, którzy nie narzekają, nie biadolą, nie gderają i nie lamentują jak im jest niedobrze na świecie. Silna wola, upór, dążenie do celu za wszelką cenę - to jest coś, czego zawsze innym zazdrościłem. Pozytywne nastawienie i mocne stąpanie po ziemi to cechy silnych jednostek. Dlaczego o tym piszę, przy okazji recenzji? Ano dlatego, że chcę podkreślić, jakich artystów nazwać można artystami szczerymi i z powołaniem.
Trzymam właśnie w rękach debiutancką EP'kę pochodzącej z Czarnej Białostockiej i okolic formacji Northern Plague. Od początku jej działalności obserwuję, z jakim zapałem, werwą i zaangażowaniem walczy o swoje sprawy. Mimo, że chłopaki grają krótko, są bardzo młodzi i niezbyt doświadczeni, prą do przodu i widzę, że mogą zajść bardzo daleko. Trochę się naobserwowałem i nasłuchałem w ciągu tych niemal dwudziestu lat obcowania z metalem różnych kapel, które chciały coś zwojować, a żal im było np. wydać parę złotych by przesłać pocztą demo do recenzji, no bo przecież można kupić za to piwo w dyskoncie. Śmieszą mnie tacy artyści, a jest ich mnóstwo. Zespół Northern Plague nie dość, że na siłę pcha się wszędzie gdzie się da, zaznacza bardzo wyraźnie swoją obecność, to jeszcze popiera to naprawdę dobrą muzyką, co jest rzeczą najważniejszą, o czym niektórzy zapominają, no i zaowocowało to w ich przypadku koncertami u boku takich hord jak Lost Soul czy Azarath.
Profesjonalnie wydany digipack (co prawda nie znoszę takich wydań, bo psują mi kolekcję, ale cóż) z bookletem na wysokim poziomie, obszerne materiały promocyjne i do tego materiał nagrany w jednym z najlepszych miejsc do tego przeznaczonych - Studio Hertz. Sporo chłopaki zaryzykowali wykładając zapewne niemałą kasę na tę produkcję, nie mając absolutnie żadnej pewności, że czymś to zaowocuje. No ale kto nie ryzykuje, ten nie ma, a ryzyko czasem popłaca. "Blizzard Of The North" od razu przywołuje skojarzenia. Z kim? Oczywiście, że z "Blizzard Beasts" i "Battles In The North" Immortal. Do tego jeszcze ta lodowa okładka, która nie pozostawia złudzeń. Muzycznie też słychać echa Norwegów, zwłaszcza w akustycznych wstępach.
Cztery numery i intro to wystarczająca dawka muzyki, by móc ocenić potencjał zespołu i wydać opinię. Numer tytułowy to spora dawka blastów i szaleńczego tempa, ale też chyba najsłabszy numer na krążku. Nie wiem, mam wrażenie, że chwilami jest to zlepek zupełnie przypadkowych i chwilami nie do końca pasujących do siebie patentów, przez co numer nie płynie, nie buja, a jest jakiś poszarpany. Bardzo dobry motyw na zakończenie. Uderzył mnie też początkowo zbyt mało czytelny wokal. Odniosłem wrażenie, że za bardzo wtopiono go w tło, ale przy kolejnych przesłuchaniach było już lepiej. Po utworze tytułowym poziom kompozycji wzrasta. Kolejne kawałki są ciekawsze i sprawiają wrażenie bardziej przemyślanych. Słychać niesamowity warsztat muzyków, doskonałą technikę, co jak na tak młody wiek chłopaków naprawdę robi spore wrażenie. Zresztą, gdyby nie byli dobrzy, nie szli by do takiego studia i do takich fachowców. Death/black metal jaki serwuje Northern Plague jest z kategorii tych bardziej melodyjnych. Sporo jest melodyjnych zagrywek gitarowych, które nawet moja żona polubiła i nuci słuchając ze mną krążka. Fajnie zapadają one w pamięć i zostają nawet po dłuższej chwili. Najciekawsze są dla mnie "Pestilence" i "Ishtar Gate's Ruin" z dobrymi solówkami obfitującymi w sweepy i niemal wirtuozerskie popisy. Dużo smaczków i ciekawostek, jak chociażby dźwięki imitujące prawdopodobnie waltornię w zamykającym krążek "Wind Of Eternity". Takich drobnych ubarwień i ozdobników jest więcej, więc jest czego posłuchać. Brzmienie krążka to doskonała robota, zresztą chyba nic z Hertza nigdy nie brzmiało źle, więc nie ma praktycznie do czego się przyczepić.
Northern Plague na "Blizzard Of The North" nie odkrywa nowego kontynentu, ani nie wyznacza nowych horyzontów. Gra znajome dźwięki, które od lat kojarzymy, ale robi to po swojemu i z dużym zaangażowaniem, a to jest często dużo bardziej wartościowe niż silenie się na oryginalność. Northern Plague jest dopiero na początku swojej muzycznej przygody, ale pierwszy krok postawili na pewnym gruncie. Jeśli jakaś wytwórnia nie zainteresuje się tym materiałem, będzie to co najmniej dziwne. "Blizzard Of The North" to solidna porcja dobrej muzyki zagranej przez świetnych muzyków, więc teraz wypada mi tylko życzyć dużo koncertów i szybkiego kontraktu płytowego.
Atrej / [ 13.08.2011 ]
|