01. Thin Air
02. Summernight Horizon
03. Dreaming Light
04. Everything
05. Angels Walk Among Us
06. Presence
07. A Simple Mistake
08. Get Off, Get Out
09. Universal
10. Hindsight



Nie lubię Anathemy. Na przestrzeni dwudziestu lat funkcjonowania angielskiej grupy w studio i poza nim zdążyłem sobie wyrobić opinię, że jest to zespół przesycony patetycznymi formami opartymi na sprawnym instrumentarium, oraz wszechogarniającą egzaltacją wydobywającą się z jego albumów. Muzyka Anathemy, w szczególności jej największe przeboje, śmiało może służyć za podkład do epitafium czy do innego rodzaju obiektów żebrzących o empatię. Nieprzypadkowo w licznych youtube'owych wspomnieniach czy chwytliwych kadrach z filmów często można usłyszeć pieśni Anathemy. Pytanie tylko, czy są to wystarczające argumenty aby automatycznie oddawać w ramiona maniaków każdy kolejny album grupy? Domniemywam, że byłoby to jakimś kompromisem, ale istotą takiego rozwiązania jest to, że nie jest ono długoterminowe, cechuje się raczej asekuracją i nudą. Tym samym postanowiłem przyjrzeć się ósmemu studyjnemu krążkowi grupy zatytułowanemu "We're Here Because We're Here", aby uniknąć ewentualnego żalu gdyby okazało się, że materiał jest warty uwagi.

Zachęcająco brzmi informacja, że za miksowanie krążka odpowiada jeden z bohaterów współczesnego rocka progresywnego Steven Wilson. Techniczna obecność lidera m.in. Porcupine Tree, No-Man i Blackfield jest gwarantem, że materiał będzie brzmiał tak jak przystało na aktualne standardy. Tyle, że ma to swoją ponurą stronę. Bynajmniej nie chodzi tu o kunszt Wilsona, ale o to, że najnowszy krążek Anathemy jest reklamowany niemal wyłącznie szyldem "płyta nad którą pracował Steven Wilson", a nie np. "Anathema powróciła z nową płytą". Czy widzicie różnicę? Nawet w siedzibie KScope (firmy odpowiedzialnej za dystrybucję krążka) wolą reklamować "We're Here Because We're Here" jako album do którego rękę przyłożył Steven Wilson, a nie jako choćby kolejne dzieło braci Cavanagh. W rzeczywistości, wbrew sugerującym znakom i mojej zakorzenionej opinii o zespole, nowy krążek Anathemy nie jest materiałem złym. Dziesięć utworów napisanych głównie przez Daniela Cavanagha i Johna Douglasa w żadnym wypadku nie redefiniują naiwnego stylu grupy, ale z pewnością stanowią umiejętne wyeksponowanie go, które w krótszych lub dłuższych fragmentach może nawet wzbudzać optymizm. Wśród rzeczy wymagających pochwały następcy "A Natural Disaster" można wymienić cykl pomysłów związanych z próbą rozwinięcia konkretnych utworów. O ile "Summernight Horizon", "Angels Walk Among Us" czy "A Simple Mistake" są w głównej mierze utworami jednostajnymi, w których nie dzieje się zbyt dużo, o tyle ich wykończenia prezentują się ciekawie. Wymienione utwory-przykłady skonstruowane są przez profesjonalnych usypiaczy, ale każdy z trzech finałów zdaje się być mocny, ożywiony i głęboki. Prawdziwą kwintesencją tego co napisałem jest rewelacyjny utwór "Get Off, Get Out", chyba najlepszy z przekroju całej płyty. Ponadto wręcz doskonale wypadają przejścia pomiędzy poszczególnymi utworami, które są niemal nieodczytywane na poziomie zwykłych odtwarzaczy - słuchacz nie odczuje kiedy z jednego utworu przeniesie się do następnego. Oczywiście nie sposób odmówić Anathemie profesjonalizmu jeśli chodzi o samo posługiwanie się instrumentami. Niestety potencjał techniczny, jak to zazwyczaj bywa w muzyce Anathemy, został zrujnowany mętnymi, rozciągniętymi w nieskończoność, nudnymi kompozycjami. Paradoksalnie "We're Here Because We're Here" otwiera zachęcający "Thin Air", a część kolejnych utworów będzie efektownie otwierana przez klawisze. Niemniej są to zaledwie momenty, które dostarczają jakiejś nadziei pomiędzy smętnymi, jednostajami serwowanymi przez Anathemę. Przyznam, że nie znalazłem na tym albumie utworu, który nie wzbudzałby we mnie wrażenia, że "to już było", że brakuje mu głębi. Niestety sprawnie w ten bierny klimat wpisują się wokale Vicenta Cavanagha, który chyba próbuje upozorować tajemnicę wydobywającą się z strun głosowych Stevena Wilsona. Efekt jest komiczny, a dobrze towarzyszy temu zbyt pompatycznie brzmiąca Lee Douglas. Trafnym pomysłem są recytacje Stan Ambrose i Maren Svenning z utworów "Presence" i "Hindsight".

Reasumując moje przemyślenia nie mogę powiedzieć, że "We're Here Because We're Here" to album, który wzbudził we mnie choćby gram emocji. Zespół potwierdza, że profesjonalne przygotowanie nie zawsze zapewnia udaną produkcję. Tym niemniej nie jestem w stanie obiektywnie ocenić na ile moja niechęć, wykrystalizowana w przekroju dwóch dekad, wpłynęła na ocenę niniejszego krążka Anathemy. Być może z powodu mojego "uprzedzenia" zespół otrzymał notę o dwa punkty niższą? Jednak nie sądzę też abym kogokolwiek skrzywdził rzeczonym podsumowaniem ósmego krążka zespołu. Anathema tworzy i gra dla specyficznego grona fanów, które albo kiedyś wyrasta z fascynacji tą leniwą muzyką, albo pozostaje w niej, co pewnie można określić jako nową formę abnegacji. Anathema nigdy nie nagra albumu, o którym będzie można wspomnieć w podsumowaniach pięćdziesięciolecia w muzyce... obawiam się, że trudno będzie znaleźć tę nazwę nawet w podsumowaniach roku czy miesiąca...

Robert Bronson / [ 19.10.2010 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Venom [ bleble ] 20-10-2010 | 13:04

Zajebista płyta... Nie rozumiem oceny...


Chidder [ tomek8754@wp.pl ] 24-10-2010 | 17:46

Moim zdaniem to jeden z najlepszych albumów roku. Długo na niego czekałem i krążek w 100% spełnił moje oczekiwania. Nie zgadzam się nie tylko z oceną ale i z całą recenzją.


dudon33 [ dudon@autograf.pl ] 24-10-2010 | 23:17

Na nowy album Anathemy nie czekałem, przyznam szczerze ale to co na nim usłyszałem zaintrygowało mnie. Piękna muzyka.


Wasyl [ rwasyl6@poczta.onet.pl ] 28-10-2010 | 13:37

Płyta jest po prostu niezła, co jak na wygłupy i żenujące zachowania poszczególnych muzyków zespołu (szczególnie Danniego Cavanagh) w ostatnich latach nie jest złym osiągnięciem. Do poziomu najlepszych wydawnictw z lat 90-ych sporo brakuje, ale z płyt Anathemy nagranych po 2000 r. ta broni się najlepiej. Natomiast powyższa recenzja jest momentami dość żenująca. Rozumiem że można być do zespołu uprzedzonym ale jednak autor mógł sobie darować niektóre idiotyczne komentarze i choćby spróbować zachować obiektywizm recenzji.


Tymon [ jaja@gmail.com ] 01-08-2011 | 17:51

Nie lubię Anathemy - no to rzeczywiście recenzja obiektywna, nie ma co...hehe... Ja tez za nimi nie przepadam, ale muzykę tworzą znakomitą. To co, mam pisać, że złą?


doom89 [ doom89@wp.pl ] 20-03-2012 | 15:21

Masz kompletne ZERO pojecia o DOBREJ muzyce, do tego absolutny BRAK znajomosci jezyka angielskiego. Ich teksty sa po prostu swietne. Polecam zaglebic sie nastepnym razem w tresc, przekaz i klimat utworow a dopiero potem sie wypowiadac na temat grupy... Ta recenzja jest do dupy...


saxon [ januszlenko@gmail.com ] 19-11-2014 | 21:12

płyta super,tak jak weather sysytems,ale obie bije na głowe TO DZIEŁO....WOLVERINE - COMMUNICATION LOST,płyta stoi na półce tak wysoko jak i Judgment tejże Anathemy.A jesli chodzi o nagranie albumu to brzmienie audiofilskie.polecam panów z Szwecji!!






Anathema
We're Here Because We're Here

Kscope Records - 2010 r.




6/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!