01. Shroud Of False
02. Fragile Dreams
03. Empty
04. Lost Control
05. Re-connect
06. Inner Silence
07. Alternative 4
08. Regret
09. Feel
10. Destiny



Anathema. Nie ukrywam, że na dźwięk tego słowa mój puls w jakiś magiczny sposób przyśpiesza. Nie chcę też ukrywać, że jest to mój ulubiony zespół. Formacja, która ma w moim sercu specjalne, wyściełane aksamitem miejsce, którą przy każdej okazji wychwalam i wywyższam ponad wszelkie inne. Powiem wprost. Darzę Anathemę wielką, bezinteresowną miłością, wielbię ją niczym nastolatek zapatrzony w swoją pierwszą nauczycielkę od biologii, chłonąc każde słowo, każdy dźwięk z wywalonym na wierzch jęzorem. I dlatego proszę Was, nie oczekujcie ode mnie jakiegoś pseudo-obiektywizmu, jakiś logicznych, rzeczowych wynurzeń, bo mnie, w tym przypadku, po prostu na nie nie stać. Jedyne co mogę zrobić, to przelać na papier wszystkie emocje i spostrzeżenia, które towarzyszą mi podczas słuchania tego, ale także wszystkich innych dzieł Anglików.

Słów kilka o zespole. Anathema powstała w Liverpoolu, w 1990 roku. Za całe zamieszanie odpowiedzialny był wówczas, dzisiejszy gitarzysta zespołu Danny Cavanagh. W czasie tych ponad piętnastu lat przez angielską formację przewinęło się wiele twarzy, wielu świetnych muzyków, ale nie chcę zarzucać Was teraz ich nazwiskami, gdyż nie to jest tutaj najważniejsze. Zamiast tego wspomnę może, iż w czasie swojego istnienia Anathema przeszła bardzo ciekawą muzycznie drogę, można by rzec - totalną metamorfozę. Począwszy od doom/death metalu, na pierwszych płytach, a skończywszy na rocku progresywnym, który charakteryzuje ich twórczość w dniu dzisiejszym. Mimo różnic stylistycznych, każdy ich album ma jednak jedną, wyraźną cechę wspólną - niezwykłą, melancholijną i niepokojącą atmosferę. To ona pozwala odróżnić Anglików od setek innych zespołów, działających na szeroko pojętej, klimatycznej scenie.

Album będący przedmiotem tej recenzji jest dla Anathemy krążkiem szczególnym. Swoistym etapem zwrotnym w karierze. To on zamknął pierwszą, muzycznie brutalną epokę w dziejach zespołu i otworzył nową, bardziej wyciszoną i subtelną. To dzięki tej płycie Anathema wypłynęła na szerokie wody muzycznego świata, odtąd stanowiąc już tylko niedościgniony wzór dla wciąż powiększającego się grona naśladowców.

Rozpoczyna się bardzo spokojnie. Delikatne dźwięki pianina nieśmiało przebijają się przez ścianę ciszy. Szept nagle zamienia się w śpiew. Każdy element tej układanki doskonale się uzupełnia. A ja siedzę i słucham, chłonę każdy dźwięk, każdą najmniejszą nutę - iście metafizyczne przeżycie.

We are just a moment in time.

Nie mam jednak zbyt wiele czasu na przemyślenia, bo oto dźwięk skrzypiec zwiastuje początek jednego z najlepszych utworów w wieloletniej karierze Anathemy. Tego nie da się opisać - trzeba samemu posłuchać i dać się porwać magii kreowanej przez Anglików. Niewiele jest zespołów potrafiących tworzyć tak piękne melodie, piszących tak głębokie, skłaniające do przemyśleń teksty. "Fragile Dreas" udowadnia, że mamy do czynienia z jednym z nich.

Nie zdążyłem do końca otrząsnąć się po tym co usłyszałem parę sekund wcześniej, a do moich uszu ponownie dociera cichy śpiew.

Empty vessel under the sun
wipe the dust from my face another morning black sunday
coming down again I'm coming down again.


Czuję rosnące podniecenie, mięśnie lekko się napinają, a plecami wstrząsa dreszcz. Wówczas już wiem, że to tylko cisza przed burzą... i nagle krzyk. Zaczęło się. Dobry riff, melodia, sprawna sekcja rytmiczna - zdecydowanie nieprzeciętny, dynamiczny utwór.

Kolejny nie ustępuje poprzedniemu. Znów mamy skrzypce, znów emocje, znów doskonałe piękno i harmonię. "Lost Control" to dopiero czwarty kawałek na liście, a ja już wiem, że przyszło mi obcować z mistrzami atmosfery, z ludźmi potrafiącymi dotrzeć do najgłębszych otchłani mojej świadomości. A co najważniejsze, z ludźmi, którzy potrafią ją nawet zmieniać.

Następne parę minut upływa w podobnym klimacie. Przy dźwiękach "Re-connect" siedzę jak zahipnotyzowany. Częste zmiany rytmu, zwolnienia, silnie zaznaczone, mocne brzmienie perkusji - przypominają się doomowe korzenie panów z Liverpoolu.

Później już tylko spokojny, piękny "Inner Silenie" i dochodzimy do utworu tytułowego. "Alternative 4" to bardzo dziwny kawałek. Duszna, niepokojąca, wręcz demoniczna atmosfera wyróżnia go spośród całej reszty. Do tego tekst - mroczny i dość brutalny. Całość utrzymana w raczej wolnym tempie, rzuca skojarzenia biegnące w kierunku Anathemy z początków działalności. Wrażenie to potęgują jeszcze pojawiające się gdzieniegdzie sample i diabelsko przetworzone wokale. Nie mam wątpliwości, że to zdecydowanie najciekawszy utwór na płycie.

Kolejny utwór zasługujący na dłuższą wzmiankę to zdecydowanie "Feel". Powiem krótko - jedna z najpiękniejszych ballad jakie dane mi było słyszeć. Doskonała melodia, lekkie gitary, wspomagane dźwiękiem klawiszy i chwytający za serce tekst. Niewiele jest w muzyce (i nie tylko) rzeczy, które potrafią mnie wzruszyć, ale uwierzcie mi, "Feel" wyciśnie z Was wszystkie, głęboko skrywane łzy.

I feel, I'm seeing so clear,
I thought I was never going to die.
I feel, I'm seeing so clear,
We need more time.


Później jeszcze tylko krótki, urokliwy "Destiny" i dobiega końca ten, ze wszech miar, magiczny album. W jaki sposób podsumować to co napisałem wyżej? Jak w kilku wersach, budujących to zakończenie, zawrzeć bezmiar emocji jaki płynie do nas za pośrednictwem dzieła Anglików. Zadanie, które sobie postawiłem jest chyba niewykonalne. Mogę tylko powiedzieć, że to właśnie "Alternative 4" uświadomiła mi, że muzyka nie kończy się na umiejętnościach technicznych, na biegłości wykonawców w posługiwaniu się instrumentami... To dzięki niej zrozumiałem, że w muzyce najważniejsze są emocje. I miejmy nadzieję, że do podobnych wniosków dojdziecie po przesłuchaniu tej płyty, do czego gorąco Was zachęcam.

Wipe the tears from yesterday,
A time for change, take the pain away.
Angel, my destiny,
Can you feel me?


Krwawisz / [ 14.01.2007 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




doom [ doom89 ] 20-03-2012 | 15:30

1.muzyka 10/10
2.teksty 10/10
3.klimat 10/10
4.recenzja 10/10


Jamcijest [ tbook@wp.pl ] 30-12-2013 | 11:18

Nie powiem.. zachęciłeś mnie do przesłuchania... NIE ŻAŁUJĘ :)


saxon [ januszlenko@gmail.com ] 19-11-2014 | 21:15

polecam Wolverine - Communication Lost,którą cenie tak jak A 4,czy JUDGMENT,od 1do3 jest jak doom napisał,niestety brak Tu recki






Anathema
Alternative 4

MFN - 1998 r.




10/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!