01. Xibir
02. Born Treacherous
03. Gateways
04. Chess With The Abyss
05. Dimmu Borgir
06. Ritualist
07. The Demiurge Molecule
08. A Jewel Traced Through Coal
09. Renewal
10. Endings And Continuations



Dimmu Borgir to zespół, który wzbudza wiele kontrowersji. Nie chodzi mi tutaj bynajmniej o jego image, czy treści płynące z muzyki grupy, ale o opinie osób, które zetknęły się z muzyką Norwegów. Wszak są one różne, najczęściej prześmiewcze lub wielbiące, ale zdarza się, że i takie, które określiłbym retrospektywnymi, bo wynika z nich, że zespół na przestrzeni swojej ponad piętnastoletniej kariery zaczął się twórczo wypalać. Najnowsze dzieło Dimmu Borgir zatytułowane "Abrahadabra" na pewno nie wywoła rewolucji wśród rzeczonych opinii, bo to kolejny album nagrany w sprawdzonym stylu grupy. Jeszcze przed rozpoczęciem nagrań do dziewiątego studyjnego albumu Norwegów jego szeregi w 2009 roku opuścili dwaj stali członkowie grupy: basista i wokalista ICS Vortex oraz klawiszowiec Mustis. Tych, którzy liczyli, że zmieni to styl grupy z pewnością rozczaruje fakt, że odejście wspomnianych muzyków nie wpłynęło znacząco na charakter Dimmu Borgir, czego namacalnym dowodem jest następca "In Sorte Diaboli" z 2007 roku.

Album w podstawowej wersji rozpisany na niemal pięćdziesiąt minut muzyki, obfituje w liczne charakterystyczne dla Dimmu Borgir muzyczne nawyki, które leżą u podstaw wielobarwnej i pompatycznej metalowej symfonii. Idą za tym rozmaitość wokalna Shagratha, nieobliczalne i połamane konstrukcje prowadzone gitarami Silenoza i Galdera, a także rozciągnięty zestaw melodyjny. Całość zamknięta jest w sprawną klamrę. Wszak bardzo obiecujące jest samo otwarcie krążka pod postacią mrocznego, elektroniczno-smyczkowo-klawiszowego utworu "Xibir", któremu dosyć daleko do klasycznych nagrań zespołu. Równie udany jest "Endings" and "Continuations" będący ostatnim utworem na krążku. Co prawda pojawia się w nim już pełne, rozwinięte instrumentarium, ale jest to również utwór, który nie do końca odpowiada właściwemu stylowi "Abrahadabry". Być może dzięki, wywołującym dreszcze na skórze, wokalom Garma z Ulvera? Goście. No, właśnie. Chyba najmocniejszą stroną "Abrahadabry", co brzmi dosyć zaskakująco, są zaproszeni goście. Pierwszym i kluczowym jest pokaźna grupa osób, którym chyba nie do końca po drodze z black metalem. Mam na myśli Norweską Orkiestrę Radiową oraz scholę Cantorum. Nad dokładnością wykonania partii z ich udziałem czuwał Gaute Storaas i trzeba przyznać, że z niniejszego zadania wywiązał się znakomicie, bo obfite fragmenty orkiestry dodają nowemu albumowi Dimmu Borgir dużej ilości klimatu. Na tym jednak nie kończy się zestaw gości zaproszonych na "Abrahdabra", bo treść płyty dodatkowo wzmocnili rozwrzeszczana wokalistka Agnete Kjolsrud, stali sesyjni muzycy grupy Snowy Shaw (pokaźny wkład basowy i wokalny), znany polskim fanom metalu Daray (perkusja) oraz wspominany Garm z Ulvera. Oni wszyscy w znaczący sposób ubarwiają nowy album Dimmu Borgir, bo sam zespół raczej nie zainwestował w środki, które odbiegałyby od jego standardów. "Abrahadabra" nasycona jest typowym dla tego zespołu brzmieniem i ceremonialnymi konstrukcjami, które na bazie klasycznego black metalu wzbogacone są o dodatkowe, patetyczne partie. Myślę, że sumując te wszystkie fragmenty album brzmi co najmniej przyzwoicie, choć z pewnością nie przełomowo.

Gitarzyści Silenoz i Galder zapowiedzieli, że "Abrahadabra" to materiał, który łączy wpływy z dwóch dawniejszych dzieł grupy: "Puritanical Euphoric Misanthropia" z 2001 roku oraz "Death Cult Armageddon" z 2003 roku z tą jednak różnicą, że o wiele więcej w nim aranżacji orkiestrowych. Z pewnością wyrocznią tych słów będą najbardziej wytrwali fani grupy, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że najmocniejszą stroną niniejszego krążka są trafnie dobrani goście, na czele oczywiście z orkiestrą. Tym samym pytanie finałowe powinno zabrzmieć: ile w tym samego Dimmu Borgir? Odpowiedzi musicie poszukać sami... abrahadabra... abrahadabra...

Robert Bronson / [ 02.10.2010 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




radark [ radark@op.pl ] 06-10-2010 | 13:29

no i doczekaliśmy się pierwszej naprawdę kiepskiej płyty dimmu, podchodziłem do niej ze trzy razy ale nie mogę przetrawić tego materiału, wieje nudą, brzmieniu brakuje masy i ciężaru poprzednich wydawnictw, gitary wygładzone pozbawione tych charakterystycznych dla zespołu pazurków, orkiestracje nieciekawe, wieje nudą panowie, jednak odejscie genialnego twórcy klimatu mustisa dało sie konkretnie we znaki zespołowi podobnie jak vortexa który swoimi wokalizami nadawał muzyce dimmu niezwykłego uroku, płyta jak i skład zniechęca do koncertu który na dodatek odbędzie się w tak antymuzykalnym miejscu jakim jest progresja-poprzedni koncert kapeli w tym klubie to była totalna klapa, akustyki za grosz, fatalne nagłośnienie, brak klimy szkoda słów, dimmu się wypalił i nawet daray nie pomógł chociaż to zacny bębniarz, szkoda bo to naprawdę wybitny zespół był..


szerad [ szeradam@op.pl ] 31-10-2010 | 00:09

Swietna płyta! doskonale połączenie suit orkiestrowych z black metalowym brzmieniem. Bardzo trafne relacje tonalne i świetne synchrony. Muzyka bardzo pompatyczna miejscami, od strony kompozycyjnej dosyc prosta pod względem harmonii, ale za to świetna inwencja melodyczna. Całość robi świetny klimat, ilustracyjność muzyki idealnie pasuje do filmu lub koncertów parateatralnych. swietny chór i orkiestra powinni występować na kazdym koncercie, ale to chyba zbyt kosztowne. Warto było czekac 3lata!






Dimmu Borgir
Abrahadabra

Nuclear Blast - 2010




8/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!