"Black'n'Roll" to już druga płyta naszej rodzimej supergrupy. Jeżeli kogoś ominął ich debiut, to niech wie, że w skład Black River wchodzą członkowie grup takich jak Rootwater, Behemoth czy Dimmu Borgir (kiedyś bym powiedział, że Vader, ale Daray ostatnio barwy zmienił). I tak samo jak na debiucie, chłopaki młócą stary, dobry, męski (specjalnie to podkreślam, bo nie jest to mizdrzenie się w stylu Motley Crue) hard rock. Są więc dobre riffy, mocna sekcja rytmiczna, wpadające w ucho refreny i fantastyczny wokal (tak, Maciek Taff odwala tutaj świetną robotę).
Z jednej strony widać, że chłopaki potrafią pokazać pazura ("Isabel", "Too Far Away", tytułowy), a z drugiej mamy też ich bardziej stonowane, liryczne oblicze ("Breaking The Wall", "Morphine"). Muza, mimo że słychać tutaj ducha lat 80-tych, jest bardzo świeża i czuć w niej radość z grania, co zawsze działa pozytywnie na słuchacza. Każdy kawałek to pewny koncertowy hit, przy którym można się świetnie pobawić (wiem, sprawdzałem -Wrocław, W-Z, 30.09). Jak na każdym porządnym rockowym albumie, musiała się tutaj oczywiście znaleźć ballada ("Young'n'Drunk"). Jest ona doskonałym przykładem na umiejętności wokalisty (no muszę tego Maćka wychwalić). Doskonale wpasował się on w zespół, jego głos idealnie pasuje do muzy granej przez Czarną Rzekę. Ciekawostką jest utwór "Jumping Queenny Flash", który jest połączeniem utworów "God Save The Queen" Pistolsów i "Jumpin' Jack Flash" Stonesów. Dość powiedzieć, że ta wersja bije oryginały na głowę (pewnie teraz dla wielu osób jestem bluźniercą, ale to po prostu jest świetny cover). Również produkcja płyty jest wyśmienita - tłusty bas, ostre gitary, a perkusję czuć w żołądku.
Płyta naprawdę świetna, chce się do niej wracać (i to dosyć często), wchodzi do głowy i nie chce wyjść. Po prostu kawał dobrego hardrocka. Kolejny polski zespół z muzyką na światowym poziomie. A jak ich nie zaczną promować porządnie zagranicą, to producenta osobiście ukatrupię. Amen.
s7mon / [ 26.10.2009 ]
|