Już 4 lata minęły od wydania pierwszej płyty Place Vendome, zespołu, w składzie którego znajdują się głównie członkowie Pink Cream 69. Choć to nie oni byli głównym magnesem przyciągającym ludzi do tego wydawnictwa. Ta zaszczytna rola przypadła Michaelowi Kiske, na płyty z jego udziałem wciąż wielu czeka z utęsknieniem. Po zaśpiewaniu na tym albumie wydał trzeci solowy krążek i udzielał się gościnnie na kilku wydawnictwach (nowa Avantasia, debiut Revolution Renaissance). Przyszła kolej na drugie uderzenie Place Vendome.
Stylistycznie nie ma rewolucji, to ciągle to samo pogodne granie, utrzymane w klimacie AOR / hard rocka. Jest melodyjnie i przystępnie, kawałki szybko wpadają w ucho. Michael Kiske w formie, świetnie się sprawdza w tym repertuarze, choć to nie on jest autorem muzyki. Większość kawałków to właśnie takie do bólu przebojowe kawałki, jest też kilka w bardziej balladowym klimacie czy lekko epickich, jak świetny "Set Me Free", czy ostatni na płycie (i moim zdaniem najlepszy) "I'd Die For You". Chwilami jest może trochę za słodko, ale ważne, że wszystkie kawałki (a jest ich aż 12) trzymają bardzo wysoki poziom.
Czy panowie przebili debiut? Moim zdaniem tak. Tym samym jest to jak dla mnie najlepsza płyta z Michaelem Kiske w roli głównego wokalisty od czasu "Instant Clarity", a może nawet "Chameleon".
Ramza / [ 20.05.2009 ]
|