Gdy usłyszałem ich po raz pierwszy, stwierdziłem, że naprawdę mają to coś. To był bodajże utwór "Redneck" z ich poprzedniej płyty. Było w tym coś z Pantery, coś z Testament, ubrane w nowe szaty groove. Tego właśnie potrzebowałem, a było to zaledwie 3 lata temu. Po "Sakramencie" nastał "Gniew", bo taki właśnie tytuł nosi płyta. Czytając wywiady z muzykami można odnieść wrażenie, że strasznie nerwowi goście z tych Lamb Of God. Narzekają na swój kraj, jakby co najmniej głód u nich panował. Może za oceanem rzeczywiście ostatnio tak źle? Nie mam pojęcia.
Tytuł "Wrath" wydaje być się bardzo adekwatny do nowego dzieła Lamb Of God. Rzeczywiście ta muzyka ma pazury, perkusja chodzi jak trzeba, riffy ciężkie doprawione soczystymi solówkami i niekiedy ładnymi melodiami. Wokal to standardowy wrzask, chociaż zdarzają się bardziej melodyjne zaśpiewy.
Coś jednak w muzyce Lamb Of God się zmieniło. Zaczyna się od intra - akustyczna gitara. Dalej mamy "In Your Words", agresywny a jednak czuć pewne "umelodyjnienie". To samo usłyszymy w "Set To Fail" (rewelacyjne solo), a kulminację stanowi utwór "Grace". Ładne intro, potem agresywniej by przejść do bardzo melodyjnej solówki. Wyróżniłbym jeszcze świetne "Everything To Nothing", zajeżdżający Testament, ale bez przesady.
Dobra, to było o plusach albumu. A minusy? Wkurzać może trochę brzmienie werbla, miejscami kojarzące się ze "St. Anger". Jeżeli ktoś nie lubi nowoczesnego podejścia do thrash metalu to niech za to się nie zabiera. Ten materiał to drapieżny, agresywny kawał mięcha, nowoczesnego metalu nawiązującego o klasyków ciężkiej muzyki. Krok do przodu w stosunku do poprzedniczki. Wspaniały album, który na pewno nie zostanie zapomniany przez lata.
Vader / [ 11.05.2009 ]
|