Soulfly - ta nazwa była dla mnie synonimem artystycznego upadku, upadku wielkiego muzyka - Maxa Cavalery. Jak każdy wie, Brazylijczyk po odejściu z Sepultury założył nowy żespół i wypuszczał co i rusz płyty, które fanów starej dobrej Sepy przyprawiały o mdłości. W 2005 roku nastąpił jednak przełom. Na rynek trafił "Dark Ages", które było po prostu świetne. Max wrócił w wielkim stylu do thrashowego łojenia... Rok później okazało się, że waśń braci Cavalera to już przeszłość. Panowie po ponad dziesięcioletniej przerwie postanowili nagrać coś razem. Mówiło się nawet o powrocie obu do Sepultury, jednak to była tylko pogłoska. Max i Igor pod szyldem Cavalera Conspiracy wypuścili na rynek "Inflicted" - moim zdaniem jednego z kandydatów na płytę roku 2008. Nie dziwi wiec fakt, że spodziewana na 29 lipca premiera kolejnego dziecka Soulfly była zaznaczona w moim kalendarzu czerwonym flamastrem. Naprawdę miałem ciśnienie na ten krążek. Wreszcie pewnego upalnego poranka udałem się do sklepu nie dla idiotów i nabyłem album o nazwie "Conquer".
Oprawa graficzna albumu może się podobać. Dominują barwy ciemne, głównie brąz i czerń. Każdy może się domyślać, z jakim typem muzyki mamy do czynienia. Sam obrazek przedstawia Shivę - indyjskiego boga w wojennym tańcu...
Jak wygląda muzyka zawarta na krążku? Max i spółka poszli dalej ścieżką obrana na "Dark Ages" i z tego faktu wypada się jedynie cieszyć. Na "Conquer" możemy usłyszeć jeszcze więcej oldschoolowego grania, choć nie brakuje i nowocześniejszych motywów. Spotkamy także wiele klimatycznych zagrań, które bez wątpienia nadają tej muzyce kolorytu. Album jest bardzo spójny i co tu dużo mówić, po prostu świetny. Każdy dźwięk jest bardzo przemyślany, wszystko jest dopieszczone, zapięte na ostatni guzik... Słuchacza przykuwają świetne solówki Marca Rizzo, chyba jeszcze lepsze niż na "Dark Ages". I pomyśleć, że ten chłopak jeszcze nie tak dawno marnował się w jakiejś nu metalowej kapelce.
Na płycie znajdziemy jedenaście bardzo różnorodnych kompozycji. Wszystkie mnie powaliły, ale napisze jedynie o kilku. O których? Hm... naprawdę trudny wybór... Zaczynamy od "Blood Fire War Hate" - idealnego na dzień dobry. Kawałek to jedna wielka piguła energii w sam raz po to by przebudzić słuchacza. Jako tylni wokal udziela się tu niejaki David Vincent, którego przedstawiać nikomu chyba nie muszę.... Rozpoczyna się właśnie "Unleash" a ja rozpływam się. Co tu dużo mówić, kawałek jest po prostu świetny, bardzo rozbudowany. Naprawdę dużo się tutaj dzieje. Raz jest szybko, raz klimatycznie, wszystko w idealnych proporcjach... po prostu miód... Warto tu wspomnieć o kolejnym gościu Dave'e Peters'ie z Throwdown, który użyczał w tym numerze swojego głosu. Trójka czyli "Paranoia" to kolejny majstersztyk. Co ja mogę napisać... Moc, energia, kapitalne riffy, i dwie przecudne sola Marca.... Moim ulubionym kawałkiem jest jednak "Warmageddon". Zaczyna się odgłosami bębnów gdzieś z oddali potem włazi kapitalny, powolny walcowaty riff... Około trzeciej minuty rozpoczyna się prawdziwe piekło. Marc po raz kolejny zachwyca... Równie kapitalny jest "Enemy Ghost". Kawałek jednocześnie urywa łeb i chwyta za serducho swoim klimatem... Niemożliwe??? Posłuchajcie sami... Aha i jeszcze te solo zamykające cały utwór. Ósemka czyli "Doom" także zabija. Szczególnie podoba mi się tu refren z przesterowanym głosem Maxa. Numer dziesięć czyli "Touching The Void" to bardzo powolna kompozycja. Zachwyca swoim klimatem. Popis swojej umiejętności gry na sitarze daje tu Cavalera. Kawałek kończy się bardzo ciekawym, niepokojącym outrem - super. Jedenastka czyli "Soulfly VI" to tak jak w przypadku innych utworów o tym tytule instrumental. Bardzo przyjemnie się go słucha, jest bardzo spokojny, nastrojowy, wycisza po wielkiej dawce ekstremalnej muzyki.
"Conquer" to kapitalna płyta. Max Cavalera udowodnił tu jak wielkiej klasy jest muzykiem. Album jest świetna mieszanka agresji i nieziemskiego klimatu. To kaskada genialnych pomysłów. Chyba nie zmieniłbym tutaj ani nuty...
Venom / [ 14.08.2008 ]
|