Życie uczy pokory... Jeszcze trzy lata temu wyśmiałbym każdego, kto powiedziałby mi, że będę machał głową w rytm muzyki Soulfly. A jednak "Dark Ages" rozłożyła mnie na łopatki. Minęły dwa lata i sytuacja się powtarza... Kolejny zespół, który jeszcze niedawno wrzucałem do jednego wora z Kornem, Limp Bizkit i Linkin Park nagrał naprawdę świetną płytę. Z Machine Head, bo oczywiście o nich mowa, sprawa wygląda jednak trochę inaczej. Flynn i spółka mają już w swoim dorobku kapitalny album. Ich debiutu, czyli "Burn My Eyes" zawsze słuchałem z przyjemnością. Potem jednak poszli w zdecydowanie zbyt nowoczesne dla mnie rejony i następne krążki były już niestety niesłuchalne. Bardzo się więc zdziwiłem, gdy usłyszałem masę pozytywnych opinii o nowym dziecku Amerykanów. Szczere powiem, że podszedłem do całej sprawy z dużym optymizmem, mając na względzie, jak już wcześniej pisałem przykład Soulfly. Nie pozostało mi nic innego, jak wypróbować ta muzykę na własnych uszach. Zawitałem wiec do olsztyńskiego sklepu nie dla idiotów i nabyłem album o bardzo sugestywnym tytule "The Blackening".
Pierwszą rzeczą, jaka zwróciła moja uwagę oprawa graficzna, która jest po prostu świetna. Okładki Machine Head nigdy nie przypadały mi do gustu. Były dla mnie zbyt nowoczesne i na kilometr pachniały plastikiem. Tutaj jednak mamy prawdziwy oldschoolowy, metalowy cover, bardzo klimatyczny i zaprojektowany z jajami. Brawo! Wrzuciłem krążek do odtwarzacza i.... odleciałem. Jest to zdecydowanie najlepsza płyta Flynna i spółki, przebijająca nawet "Burn My Eyes"! Naprawdę trzeba mieć łeb na karku, żeby tworzyć taką muzykę. Kawałki są bardzo rozbudowane. Niektóre trwają nawet po dziesięć minut! Pełno tu smaczków, klimacików i co najważniejsze solówek, co w przypadku tej kapeli jest na pewno nowością. Mimo pewnych metalcorowych naleciałości "The Balckening" na kilometr cuchnie thrash metalem. Jeśli chodzi o produkcje to nazwisko Andy'ego Sneapa mówi samo za siebie...
Na krążku znajdziemy osiem kawałków. Wszystkie są świetne i trzymają równie wysoki poziom. Rozpoczynamy od dość tajemniczego intra, które przechodzi w "Clenching The Fists Of Dissent". Kawałek po prostu zabija. Jest bardzo rozbudowany, a wymiana pod koniec piątej minuty to po prostu mistrzostwo świata. Naprawdę dawno nie słyszałem takich solówek. Trójka czyli "Aesthetics Of Hate" zaczyna się również bardzo spokojnie. Potem jednak włazi perkusja i rozpoczyna się istne thrash metalowe tornado. Także tutaj na medal spisała się para wioślarzy. Piątka czyli "Slanderous" jest równie kapitalna. Tutaj muzycy chyba najbardziej czerpią z klasycznego grania. Najlepszym numerem na krążku jest jednak szóstka czyli "Halo". Próbę swoich możliwości daje tutaj Flyyn. Jego melodyjne, wręcz zawodzące zaśpiewy naprawdę chwytają za serducho. Ponadto mamy tu danie firmowe tej płyty czyli świetne solówki.
"The Blackening" to naprawdę znakomity krążek. Jest to zdecydowanie najlepszy album Amerykanów, najbardziej rozbudowany, różnorodny, przemyślany. Mimo, że połowa kawałków trwa ponad dziewięć minut, to absolutnie nie ma mowy o nudzie. Obok nowego Exodus jest to u mnie kandydat na płytę roku...
Venom / [ 19.12.2007 ]
|