Pamiętam, w jakim byłem szoku.... Celtic Frost reaktywuje się. Zły pomysł - pomyślałem... Na co to komu?? Takie powroty kończą się najczęściej nienajlepiej. Tom najwidoczniej poczuł brak kasy i w związku z tym postanowił zarobić jeszcze trochę na legendzie Celtic Frost...
Gdy wychodził "Monotheist", nie spodziewałem się wiec niczego szczególnego. Nie planowałem nawet kupna tego krążka. Zainteresowałem się nim bliżej dopiero po przeczytaniu wielu bardzo pozytywnych opinii. Postanowiłem ściągnąć kilka numerów i... już następnego dnia biegłem do sklepu nie dla idiotów. Już sama okładka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Taaa Frost zawsze słynął z pierwszorzędnej oprawy graficznej... Wróciłem na stancję, wrzuciłem płytę do hi-fi i... odpłynąłem...
Jaki jest nowy Celtic Frost??? Zawiodą się ci, którzy spodziewali się thrashowego łojenia w stylu "Morbid Tales", "To Mega Therion", czy choćby powrotu do stylistyki znanej z "Into The Pandemonium". Nowy album Szwajcarów jest zupełnie inny. To świetna mieszanka doom metalu, industrialu i Bóg wie czego jeszcze. Słychać jednak z daleka, czyje to wydawnictwo. Już od pierwszych dźwięków uwagę przykuwa mocarne, brzmienie. Taaak, produkcja to jeden z mocniejszych punktów tego albumu. Gitara brzmi brudno i soczyście. Bardzo wyraźnie słychać bas. Na płycie mamy dwanaście kompozycji. Dominują tempa wolne i średnie, choć zdarzają się i szybsze numery jak np. "Ain Elohim" - to chyba jedyne tak wyraźne nawiązanie do kultowej dwójeczki. Za to w "A Dying God Coming Into Human Flesz" wyraźnie widać wpływy Neurosis. Bardzo udany okazał się tu eksperyment z przesterowanym wokalem. W "Ground" słychać z kolei gdzieś w oddali Goldflesh. Bardzo podoba mi się "Totengott" - tutaj wokal Toma przypomina blackowy skrzek. Jednym z najlepszych numerów na płycie jest bardzo spokojny, wręcz usypiający "Drown In Ashes". Gościnnie wystąpiła tu niejaka Xandrii i spisała się naprawdę znakomicie. Zresztą kobiece wokalizy (u CF żadna nowość) spotykamy także w innych utworach, m.in. w świetnym melancholijnym "Obscured". Głównym atutem tego kawałka jest jednak przejmujący, pełen bólu śpiew Toma. "My Domain Of Decay" to z kolei jeden z cięższych numerów. Walcowate, domowe riffy wprost wgniatają w fotel. Uwagę zwraca piękna, bardzo frostowa solówka. Najlepsza na płycie jest jednak dziesiątka, czyli "Synagoga Satanae". Jest to ponad 14 minut świetnej, bardzo nastrojowej, mrocznej muzyki. Mamy tu mnóstwo smaczków takich jak chóry, czy pobrzmiewający w oddali gong. Ciekawostką jest modlitwa odmawiana przez Toma po niemiecku gdzieś około 9 minuty...
"Monothesist" jest ze wszech miar udanym powrotem Celtic Frost, choć nie jest podobny do żadnego ze wcześniejszych dzieł Szwajcarów. Głównym atutem tej płyty jest niepowtarzalny wisielczy klimat. Mamy tu wiele bardzo niekonwencjonalnych i co najważniejsze udanych eksperymentów. Najnowsze dziecko Celtic Frost można śmiało postawić obok "To Mega Therion", czy "Into The Pandemonium". Jest to po prostu świetny album i jeden z najpoważniejszych pretendentów do miana płyty roku 2006.
Venom / [ 10.09.2006 ]
|