Jak tak patrzę na biografię Tankard to przypomina mi się pewien polski film. Chodzi o "Nic śmiesznego" z Czarkiem Pazurą i ten niezapomniany tekst: "... zawsze drugi...". No ale zaraz, zaraz. Tankard "tak wysokiej" pozycji nigdy nie miał. Czterech zapaleńców z Frankfurtu nie było nigdy drugimi, ani nawet trzecimi jeżeli chodzi o niemiecki thrash metal. Wszyscy jednym tchem wymieniali Kreator, Destruction czy Sodom. Tankard choć znany nie osiągnął i niestety nigdy nie osiągnie takiego sukcesu jak wyżej wymienione kapele. Tankard znał swoje miejsce w szeregu, piłował w garażu swój thrash metal, uwalał się w trupa po każdym koncercie, słowem olewał wszystko co nie miało związku z fanami, thrash metalem i chyba przede wszystkim... piwem.
Można nie lubić tego image, można śmiać się z Gerre, z jego wyglądu, z jego tekstów ale jedno trzeba przyznać. Tankard istnieje od początku lat 80-tych, przetrwał różne mody, przetrwał dominację death metalu, nawał grunge. Mimo mijających dekad grał to samo, wypracował sobie konsekwencję i niezmienne elementy w swojej muzyce, należy się im za to wielki szacunek. Wbrew pozorom nie trzeba żyć na odludziu, nie oglądać telewizji, nie słuchać innych płyt by nie podążać za modą, wystarczy wypracować w sobie kilka rzeczy. Tankard od lat cechowały: miłość do piwa, miłość do metalu i odpowiedni dystans do tego co robią. Mało prawda? Jednak wystarczy. Andreas "Gerre" Geremia i spółka od lat ciągną ten pijacki wózek do przodu czego efektem "Beast Of Bourbon".
Nie wiem jakie piwo musieli ostatnio żłopać muzycy Tankard ale to musi być naprawdę trunek wysokich lotów. "Beast Of Bourbon" to już nie jest wesołe punkowo/thrashowe śpiewanie dobre do picia dalece przekraczającego dopuszczalne normy. Muzycy dorzucili do swoich numerów kilka nowych elementów, które przenoszą płytę na inny poziom. Mamy tutaj sporo topornych, agresywnych i brutalnych riffow, których nie powstydziliby się panowie z Destruction. Schimer powinien zabrać się za robotę bo w przyszłości Tankard może jeszcze trochę zaszaleć. Jakby tego było mało całość została okraszona naprawdę świetnymi partiami solowymi (tutaj kłania się Kreator). Myślicie, że to już koniec nowości? Skąd, Andy Classen zadbał o to by brzmienie "Beast Of Bourbon" było odpowiednio ciężkie i kopało zdrowo po tyłku. Wszystko to zmiksowane z tekstami w stylu "Die With A Beer In Your Hand" czy... no co ja tu będę opowiadał, przecież każdy wie o czym może śpiewać Gerre daje nam krążek, który wszyscy thrashersi będą pamiętali latami. Cała płyta mimo tego, że energią aż kipi niesie ze sobą melodyjne i przebojowe killery. Słucha się tego po prostu wyśmienicie. Czy to potężne thrashowe walce czy wesoły i prosty cover brytyjskiego punkowego zespołu Cocksparrer zatytułowany "We're Coming Back". Wszystko zagrane, z jajem, niespotykanym polotem, werwą i żywiołowością. Tak się powinno grać metal.
"Beast Of Bourbon" to 13 świetnych thrashowych hymnów i nie pytajcie mnie który z nich jest najlepszy. Nie umiem z tego krążka wybrać najlepszego utworu. Tej płyty należy słuchać w całości, głośno i obowiązkowo z zimnym piwem w łapie. Mówię Wam głowa sama zaczyna "chodzić". Oby więcej takich płyt.
Krzysiek / [ 23.04.2004 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|