01. Rapid Fire (A Tyrant's Elegy)
02. A Girl Called Cerveza
03. Witch-Hunt 2.0
04. Masters Of Farces
05. The Metal Ladyboy
06. Not One Day Dead (But One Day Mad)
07. Son Of A Fridge
08. Fandom At Random
09. Metal Magnolia
10. Running On Fumes



Niemiecki Tankard od zawsze siedzi w cieniu swoich kolegów z Kreator, Sodom, czy Destruction. Tak to już czasem bywa, że pewnego poziomu nie sposób przeskoczyć. A w sumie szkoda, bo ten tankardowy thrash (beer) metal, jest jak najbardziej warty poznania. Zespół przez lata (30 stuknęła!) wyrobił sobie dosyć charakterystyczny styl. Sporo w tym old schoolowego grania, prostackich riffów i obowiązkowe piwno/imprezowe i tym pochodne teksty.

Najnowsza płyta zatytułowana "A Girl Called Cerveza" (tytuł palce lizać) to po prostu 100% Tankard w Tankard. Nikt na tym albumie prochu nie wymyślił, więc od początku wiadomo czego się spodziewać. Gitary tną staroświecko aż miło, jest dosyć zwiewnie i totalnie do przodu. Momentami zespół potrafi też konkretnie przylutować, że wystarczy wspomnieć kapitalnie rozpędzony "Witch-Hunt 2.0". Mamy też sporo spokojniejszych momentów, ale bez obaw, cały czas poruszamy się w obrębie thrash metalu. Nie ma mowy o jakichkolwiek dziwactwach i odjazdach. Spora niespodzianka czeka na wszystkich w numerze "The Metal Ladyboy" w którym gościnnie zaśpiewała Doro Pesch! To też spory szacun dla damy niemieckiego metalu, że pośpiewała z thrashową załogą.

Poszczególne numery dosyć szybko przelatują, ale nie ma mowy o jakiejś nudzie. W każdym kolejnym pojawiają się jakieś charakterystyczne elementy, coś co pozwala łatwo je zapamiętać. Jak na razie największe wrażenie robią na mnie wspomniany już "Witch-Hunt 2.0", "Son Of A Fridge" z kapitalnymi gitarami, no i niebanalnym refrenem. Ponadto wyróżniłbym tytułowy "A Girl Called Cerveza", "Rapid Fire (a Tyrant's Elegy)", czy "Not One Day Dead (But Mad One)". Ogólnie cała płyta utrzymuje w miarę równy poziom, no może pod koniec ciśnienie lekko opada. Jednak tego materiału słucham z duża przyjemnością i radością. Po prostu lubię ten lekko radosny thrash z pod znaku Tankard. Wiadomo sprawa, że sporo w tym wszystkim dystansu do siebie i puszczania oka do słuchacza. Co oczywiście w żaden sposób mi nie i przeszkadza.

Tankard to nie jest wybitny zespół i nie nagrywa wybitnych płyt. Jednak mają coś w sobie i swojej muzyce, iż po kolejne albumy sięgam z przyjemnością. Niby to jest taka prosta i dosyć banalna muza, a jednak przyciąga swoją uwagę. "A Girl Called Cerveza" to nie jest jakieś wybitne dzieło, nie jest to też płyta, która odkrywa przed nami niezbadane do tej pory lądy. Co to to nie. Tankard jest prostacki, przaśny i staroświecki. Generalnie to właśnie o to chodzi, prawda? Każdy zespół powinien skupić się na tym w czym czuje się doskonale i co mu wychodzi najlepiej. Tankard doskonale serwuje ten swój thrash metal, oczywiście w połączeniu z zimnym piwem. Nie pozostaje w takim razi nic innego, jak udać się do lodówki, wyciągnąć schłodzonego browara i odpalić "A Girl Called Cerveza", a wtedy może zdarzyć się wszystko. Zaręczam.

Piotr "gumbyy" Legieć / [ 22.10.2012 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Tankard
A Girl Called Cerveza

Nuclear Blast Records - 2012 r.




7/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!