Miałem ostatnio niemały problem, jeśli chodzi o nowości płytowe. Problem polegał na tym, iż całkowicie nic mnie nie ruszało. Wychodziła nowa płyta, fani się nią zachwycali, a ja nic. Zero emocji, zero jakiegokolwiek zachwytu itp. Tak było miedzy innymi z nowymi albumami takich kapel jak Imagika, Kamelot, Morgana Lefay, Force Of Evil czy PainMuseum. W sumie zaczynałem się bać o siebie: czyżby jakiś kryzys wieku młodzieńczego? Do tego dochodziły wiadomości zza granicy gdzie wymienione wyżej albumy wzbudzały fale zachwytów. No ale nic... postanowiłem wrócić do tzw. "nowości". Los chciał, że trafiłem na płytę Astral Doors, o której czytałem pochlebne opinie na innych forach internetowych. W sumie podchodziłem do tej płyty z lekkim niepokojem bo nie dość, że ostatnio mało co jest w stanie mnie poruszyć z nowych zespołów heavy metalowych to jeszcze na dodatek kiedy dowiedziałem się, że zespół pochodzi ze Szwecji, kraju gdzie króluje HammerFall i niezliczona liczba jego kopii, moje obawy tym bardziej wzrosły. Na szczęście obawy okazały się bezpodstawne. Dodatkowo odzyskałem wiarę w siebie i to, że nadal jakaś nowa płyta jest w stanie mi się spodobać. No ale dość osobistych wycieczek.
Sama muzyka zawarta na krążku to ogólnie pojęty hard/heavy czerpiący garściami z dorobku dobrze wszystkim znanego pana: mowa tu oczywiście o DIO. Nie mam tu na myśli wokalu, który to swoja barwą raczej nie przypomina DIO (choć przyznać muszę, że same linie melodyjne a szczególnie sposób ich układania i miejscami okrzyki typu "OOO" mocno kojarzą się z byłym wokalista Black Sabbath), lecz raczej same utwory. Melodyjne riffy, nie za ciężkie brzmienie gitar to właśnie te cechy, które powodują, iż pierwszym skojarzeniem są właśnie solowe dokonania DIO. Płytę rozpoczyna jak dla mnie najlepszy utwór na płycie tj. "Birde Of Christ". Powiem szczerze: dawno nie słyszałem tak dobrze wykonanego rock'n'rollowego przeboju. Świetne wokale, a przede wszystkim bardzo dobra linia melodyjna zapadająca od razu w pamięć, szybkie tempo to główne atuty tego numeru. Pamiętacie "King Of Rock N Roll" DIO? Jeśli miałbym porównać ten numer do czegoś to właśnie byłby to wspomniany wcześniej utwór Ronniego. Dalej nie jest wcale gorzej. Kolejne dwa numery mimo, iż utrzymane zostały w trochę wolniejszym tempie wcale nie obniżają poziomu. Przyczepiłbym się jedynie do klawiszy na początku tytułowego kawałka. Po co i na co to komu? Panowie chcieli stworzyć jakiś klimat czy coś? Jeśli tak to faktycznie udało to im się: stworzyli nastrój żywcem wzięty z gier RPG i RTS z początku lat 90. Niemal minuta klawiszowego smęcenia. Później robi się jednak zdecydowanie bardziej tradycyjnie i wszystko wraca do normy. Jeśli miałbym jeszcze wyróżnić jakieś kawałki to na pewno byłoby to: "Lionheart" (osobiście wolę zdecydowanie ten utwór od jego odpowiednika z płyty Saxon), "Pull The Break" (głównie za dynamikę, kojarzącą się z początkiem albumu i nieskomplikowany, lecz cholernie chwytliwy refren), "Stalingrad" (za w jakiś sposób ciekawe elementy kojarzące się z Rosyjskim klimatem: swoją drogą jakby ktoś miał problemy ze zrozumieniem o co mi chodzi niech posłucha "Trainride In Russia" z ostatniego, solowego albumu U.D.O.) oraz zamykający album "The Flame". Ogólnie rzecz biorąc album trzyma pewien poziom, jednak mając w pamięci takie numery jak "Bride Of Christ", Lionheart" czy "Pull The Break" nie mogę w jakiś sposób wyróżnić chociażby takiego "Fear In Their Eyes" czy "Form The Cradle To The Grave". Oczywiście są to poprawne utwory, które wpasowały się jakby nie patrzeć w całą płytę, jednak w porównaniu z moimi faworytami wypadają po prostu średnio, czy też, jak już napisałem "poprawnie". Niewątpliwie główną zaletą albumu jest wokalista. Wokalista, który nie imponuje specjalnie barwą czy też umiejętnościami, jednak posiada on talent do pisania naprawdę bardzo dobrych linii melodyjnych, co w ostatnich czasach, kiedy to mamy do czynienia z "zalewem" młodych kapel heavy/power metalowych jest rzadkością. Skoro już wspomniałem wcześniej o klawiszach to uspokoję wszystkich, że nie przeszkadzają one specjalnie w słuchaniu. Dla mnie są one neutralne. Nie spełniają one dużej roli, toteż nic by się nie stało gdyby ich nie było, ale skoro już są to niech będą.
Podsumowując: Astral Doors, nagrał naprawdę dobrą płytę: może nawet trochę więcej niż dobrą. Płytę, której słucha się z przyjemnością, zawierającą kilka murowanych hitów, która nie ciągnie się w nieskończoność, nie męczy słuchacza (ukłon w stronę nowego Kamelota :) ). Sam materiał adresowany jest głównie do zwolenników heavy metalu i hard rocka, chociaż miłośnikom mocniejszych dźwięków również może się spodobać, tym bardziej, że świetnie się sprząta przy tej muzyce. Więcej takich albumów proszę....
Piotrek / [ 15.05.2005 ]
|