Kurcze nigdy nie pomyślałem, że się zawiodę na nowej produkcji Steel Prophet. Amerykańcy może nigdy nie nagrywali krążków, które powalały i długo nie pozwalały podnieść się z kolan (no może poza "Messiah") ale zawsze trzymali równą formę i można było po nich oczekiwać solidnego amerykańskiego heavy metalu. Tak było na wspomnianym "Messiah", "Book Of The Dead" czy cięższym i mroczniejszym "Unseen". Niestety wokalista Rick Mythiasin postanowił rozstać się z zespołem i zaczęły się problemy...
Pewne było jedno, ciężko będzie znaleźć wokalistę na miarę Ricka. Facet miał naprawdę świetny głos, umiejętności i co ważne idealnie pasował do stylu kapeli. Niestety obawy okazały się prawdziwe, nowy krzykacz, Nadir D'Priest na pewno wie na czym polega śpiewanie w metalowym zespole ale do Ricka go nawet nie porównuję. Głos Nadira prawdę mówiąc nie jest zły, słychać, że młodzieniaszkiem nie jest, linie wokalne wyszły mu również całkiem nieźle ale takiego talentu do śpiewania jak Mythiasin to facet niestety nie posiada. W kilku kawałkach co prawda w jakimś stopniu zbliżył się do swojego poprzednika ale pomysłów na cały album już nie wystarczyło.
Instrumentalnie krążek jest cięższy od poprzedników, recenzenci na pewno nie będą się czepiać, że oto mamy kolejne Iron Maiden. Niby wszystko ok, ale czy ciężej znaczy lepiej? Nieraz zespół sobie pogrywa i nic z tego nie wynika, mi bardziej pasowały dobre, ciężkie acz melodyjne zagrywki ze wspomnianych "Messiah" czy "Book Of The Dead". W dwóch utworach muzycy proponują również jakieś elektroniczne "udziwnienia", może mnie to nie razi ale zdecydowanie do szczęścia potrzebne nie jest. Przyczepić się muszę także do solówek, chyba żadna nie zapadła mi w pamięć. Riffy co prawda cięższe niż zwykle ale też nie powalają.
Dobra, teraz trochę pozytywów bo takie są. Kilka numerów jest naprawdę niezłych. Pierwsze 4 kawałki nie zapowiadają rozczarowania. Na pewno nie są to jakieś szczytowe osiągnięcia Steel Prophet ale słucha się tego nieźle. Porównałbym je do tych przeciętnych kawałków z najlepszych albumów zespołu (he he he). Chyba robię się złośliwy? Niestety taka jest prawda, pod koniec krążka muzykom wyraźnie braknie pomysłów i to po prostu razi.
Nie wiem jaki wpływ zawirowania personalne miały na pozostałych muzyków ale pewne jest jedno, na zdrowie im to nie poszło. Album nie jest katastrofalny ale szczerze mówiąc nigdy nie myślałem, że Steel Prophet mnie zawiedzie, więcej... nigdy nie myślałem, że wystawiając ocenę będę brał pod uwagę dwie noty - 4 i 5. Niestety tak wyszło. Cóż miejmy nadzieję, że będzie lepiej. Wszystkim, którzy jeszcze Steel Prophet nie znają polecam poprzednie płyty, "Beware" na razie zostawcie w spokoju.
Krzysiek / [ 04.01.2004 ]
|