Przyznajcie, ciężko o bardziej bezpośredni tytuł płyty... "Metal" i rzeczywiście wiadomo o co będzie w tej muzyce chodzić. Messiah's Kiss po świetnie przyjętym przez prasę, fanów, media debiucie nie zamierza spocząć na laurach. Dwa lata po wydaniu "Prayer For The Dying" dostajemy "Metal" wypełniony 14 numerami. Debiutancki krążek mocno zaostrzył apetyty wszystkim fanom dobrego zagranego z zębem heavy metalu ale i podniósł poprzeczkę. Messiah's Kiss musieli się naprawdę sprężyć by dorównać albo przebić bardzo dobry debiut. Jak wyszło? Już wyjaśniam.
Pierwsze co rzuca się na oczy to dosyć śmiała okładka, nie wiem jak to będzie w innych krajach ale nasz kochany polski kler może się przyczepić, że takie rzeczy widnieją na okładkach płyt demoralizując jednocześnie młodzież. Na razie nic nie słychać także trzeba się tylko cieszyć. No ale weszliśmy przecież do Europy, może i u nas niektóre rzeczy się poprawią. No ale nie o tym miało być. Messiah's Kiss praktycznie przez ostatnie dwa lata wcale się nie zmienił. "Metal" to muzyka, która podąża dokładnie tą samą ścieżką co "Prayer For The Dying". Jedyna poważna zmiana to zmiana... składu. Basista Andreas Roschack został zastąpiony przez Wayne Banks'a znanego z grupy Blaze. Przyznam się szczerze, że Wayne odwalił tutaj kawał świetnej roboty. To by było na tyle.
Każdy kto słyszał "Prayer For The Dying" na pewno będzie zadowolony, muzycy dalej grają w starym dobrym klasycznym, opartym na złotych latach 80-tych stylu. Słychać tutaj tak jak na poprzedniku Accept, Runnind Wild, Iron Maiden, Judas Priest itp. Na siłę można co prawda stwierdzić, że producent Nikolo Kotzev nadał płycie lekko hard rockowy szlif ale tak jak wspomniałem wiele zmian tutaj nie ma. Same numery także poważnie kopią po tyłku, tak jak w przypadku "Prayer For The Dying" mamy kilka kawałków, które swoją budową przypominają najlepsze metalowe hymny. Taki "Metal 'Till We Die" to Manowar w najwyższej formie. Praktycznie każdy numer idealnie sprawdzi się na koncercie, nośne refreny, potężne wiosła, niezłe sola no i Mike Tirelli za mikrofonem. To naprawdę robi wrażenie. Jako ciekawostkę można podać fakt iż w balladowym "Tears In The Rain" gościnnie wystąpiła bułgarska wokalistka Amalia. Co prawda jej wokal mnie nie powalił ale przyznam, ciekawe urozmaicenie.
"Metal" to na pewno bardzo dobra płyta, równa, bez słabych wypełniaczy. Krążka słucha się nieźle od początku do samego końca. Czy zatem "dwójka" przebiła debiut? Chyba nie, choć różnica nie jest wielka. Osobiście bardziej do gustu przypadł mi "Prayer For The Dying" ale takie kawałki jak wspomniany "Metal 'Till We Die", "Holy Wars", "Angels" czy "The Edge Of Eternety" naprawdę warto znać. Dla miłośników klasycznego, starego heavy metalu będzie to płyta wyśmienita, im tego krążka polecać raczej nie trzeba. Reszta na pewno też powinna spróbować.
Krzysiek / [ 06.12.2004 ]
|