01. Prelude (The Family Trip)
02. Cake and Sodomy
03. Lunchbox
04. Organ Grinder
05. Cyclops
06. Dope Hat
07. Get Your Gunn
08. Wrapped in Plastic
09. Dogma
10. Sweet Tooth
11. Snake Eyes and Sissies
12. My Monkey
13. Misery Machine



Po zdobyciu sporego rozgłosu na lokalnej scenie zespół Marilyn Manson and the Spooky Kids rozpoczął pracę nad swoim pierwszym albumem studyjnym. Z efektu końcowego grupa była jednak na tyle niezadowolona, że posunęła się nie tylko do ponownego zmiksowania dostępnego materiału, ale także nagrania całkowicie od nowa sporej ilości partii. Tym razem pod okiem Trenta Reznora z Nine Inch Nails. Gitarzysta kręcił nosem, niektóre ścieżki perkusji zastąpiono automatem, a i w międzyczasie wyleciał ze składu wiecznie naćpany basista - łatwo, lekko i przyjemnie więc nie było. W końcu jednak światło dzienne ujrzał "Portrait of an American Family" Marilyn Manson (porzucono bowiem drugi człon nazwy), który z marszu zaczął budzić kontrowersje. Czy słusznie? No i czy po tylu latach od premiery to ciągle krążek, który ma coś ciekawego do przekazania?

Brian Warner od razu wkłada kij w szprychy. "I am the God of Fuck" wita się ze słuchaczami wokalista w rozpoczynającym (po intrze oczywiście) płytę utworze "Cake and Sodomy". Oto więc rodzice zyskali wroga numer jeden: człowieka chwalącego nihilistyczny tryb życia, buntującego się przeciwko wszystkiemu i wszystkim, próbującego wciągnąć do swojego świata zagubionych i odrzuconych. Młodzież z kolei poznała nowego idola: faceta, który nie ogląda się na nikogo, robi co mu się podoba i mówi wprost to, co myśli. Gdzie jest prawda? Jak zwykle gdzieś pośrodku. Teksty zaśpiewane są z odpowiednią dawką agresji (świetnie wypadają zwłaszcza fragmenty krzyczane), ale one same bardziej szokują na siłę niż próbują przekazać coś głębszego. "Lunchbox" co prawda opowiada o agresji w szkole, a "Get Your Gunn" o hipokryzji "obrońców życia", ale to raczej wyjątki. W większości przypadków mamy mniej lub bardziej kontrowersyjne zlepki myśli frontmana - Brian Warner to jeszcze "muzyczny nastolatek", a nie Artysta znany z "Antichrist Superstar". A przynajmniej jeśli chodzi o "poezję".

Muzycznie bowiem "Portrait of an American Family" intryguje. Widać wyraźnie, że już na początku kariery frontmana nie interesowały popularne trendy. W muzyce serwowanej przez Marilyn Manson rock miesza się z wrednym punkiem, brudnym grungem i hałaśliwym industrialem, tworząc ciekawą, psychodeliczną, nieprzystępną, pełną kontrolowanego chaosu całość. Co ciekawe, to nie gitary rządzą i dzielą: tak, mamy tutaj kilka ciekawych riffów, ale jednak większość kawałków prowadzonych jest przez znakomite partie basu. Walczący z uzależnieniem Gein pokazał więc, że ten instrument służy nie tylko do zapychania "środka", a sam Manson - że potrafi otaczać się utalentowanymi ludźmi. Warto także wspomnieć o pracy Gacy'ego, odpowiedzialnego za klawisze i elektronikę. Facet powpychał loopy, cytaty z filmów, niepokojące szepty i bliżej nieokreślone dźwięki gdzie tylko się dało ("Fire" Arthura Browna w "Lunchbox" to istne mistrzostwo!). Niekiedy bywa od tego wszystkiego duszno i przytłaczająco, no ale w sumie tak miało być - albo to kupujecie, albo zabraknie Wam powietrza.

Marilyn Manson na tym swoim pierwszym wyjściu do ludzi przygotował 12 utworów + intro. Znajdziemy tutaj kilka prawdziwych perełek, ale też i trafi się kilka "zapchajdziur". Zaczynający się fajną gitarą, mocny "Lunchbox" to już (i słusznie!) prawdziwy klasyk, podobnie zresztą jak hipnotyzujący, ładnie prowadzony przez sekcję rytmiczną "Get Your Gunn". Cztery litery kopie "Cake and Sodomy" (w nim chociażby pięknie hałasuje gitara w trakcie drugiej zwrotki), prosty ale skuteczny "Organ Grinder" oraz przypominający dokonania Ministry "Misery Machine". O wytrzeszcz oczu zatroszczy się z kolei "My Monkey", który brzmi jak Buzu Squat na ostrym kwasie. Serio, są śpiewające dzieci, sekcja dęta niczym z kreskówki, ładna (choć krótka) solóweczka, a Manson jakby się helu nawdychał. Co oni tam brali? Nie wiem, ale się domyślam. Żeby nie było zbyt różowo, to mamy niestety także i kompozycje nieco odstające pod względem jakościowym od reszty. Bezpłciowy "Cyclops" z dziwacznym popisem na wiośle, nudnawy "Wrapped in Plastic" czy hard rockowy "Sweet Tooth" jakoś nie były mnie w stanie do siebie przekonać - uważam, że zespół stać na więcej.

Kontrowersyjny, wulgarny wokalista, szokujący image grupy (wkładka wersji jewelcase przywodzi na myśl horrory), duszne brzmienie - oto "Portrait of an American Family" w pigułce. To udany debiut, ale nie pozbawiony wad, gdyż oprócz ciekawych, wpadających w ucho kompozycji znajdziemy także kilka numerów przelatujących obok. Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że Manson buntował się na tej płycie jakby specjalnie, dla hecy, czy też w celu wkurzenia jak największej ilości osób - a nie by zwrócić uwagę na coś ważnego. Haczyk połknęło wiele organizacji i jakież musiało być ich zdziwienie, gdy okazało się, że "Portrait of an American Family" to zaledwie wstęp do koszmaru. W późniejszych latach Manson był bowiem jeszcze bardziej bezczelny, bezkompromisowy i, o zgrozo, inteligentniejszy.

Lunchbox:



Tomasz Michalski / [ 07.01.2024 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Marilyn Manson
Portrait of an American Family

Nothing Records - 1994 r.




7,5/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!