01. Funeral Starter 02. The Ferryman Cometh 03. Old Dog, Old Tricks 04. Casual Catastrophies 05. On Corpses of Giants 06. Electric Pandemonium 07. Die Trying 08. Brand New Ways to Die 09. Come Full Circle (Twenty Twenty) 10. End Transmission
Spieszmy się kochać zespoły - tak szybko odchodzą. Gdy przed założoną w 2007 roku grupą J.D. Overdrive stanęło widmo zmiany składu, chłopaki postanowili zakończyć wspólną przygodę. Obyło się bez zbędnych dram - decyzja była świadoma i przemyślana. W ramach ostatniego aktu chłopaki postanowili uraczyć nas jeszcze jednym, finalnym wydawnictwem. I tak dzięki Metal Mind Productions w maju 2021 roku ukazał się "Funeral Celebration". Jest co świętować?
Na swym pożegnalnym krążku J.D. Overdrive nie zamierza zmieniać receptury - to swoisty destylat tego, co prezentowano na przestrzeni lat. Obracamy się więc w klimatach stoner/southern metalu, klimatem przypominającego kapele z okolic Nowego Orleanu. Mamy fajne, "południowe" riffy, solidną sekcję rytmiczną, no i kapitalne solówki Stempla. Suseł również sprawuje się bardzo dobrze, dostarczając zróżnicowane partie wokalu: kiedy trzeba jest moc, ale i w tych spokojniejszych fragmentach potrafi ładnie budować klimat swoim czystym śpiewem. Na płycie mamy głównie szybsze numery, ale nawet w nich nie zabrakło kilku "smaczków": początek "The Ferryman Cometh" przywodzi na myśl doom metal w wykonaniu Conan, riff "Die Trying" spokojnie mogłoby wykraść ZZ Top, a "Casual Catastrophies" to miejscami rock'n'roll. Odskocznią od tych bardziej dynamicznych kawałków jest spokojniejszy, hipnotyzujący "On Corpses of Giants", ze świetną pracą Susła przed mikrofonem i fenomenalną grą Stempla. Zaskoczyć potrafi też rozbudowany, zmieniający tempo "Brand New Ways to Die", którego w pewnym momencie przejmuje Stanley na basie.
Nowych, standardowych kawałków mamy na płycie siedem i w zasadzie wszystkie są co najmniej dobre. Czym więc uzupełniono listę utworów, że na "Funeral Celebration" mamy ich dziesięć? Płytę rozpoczyna klimatyczne, ładnie zaśpiewane intro ("Funeral Starter"), a kończy zaskakujący "End Transmission", przypominający ścieżki dźwiękowe gier na... Amigę. Za to całkowicie elektroniczne, retro outro odpowiada Maciej Śmigrodzki (Thaw, Arrm) i jest ono jednocześnie szalenie pocieszne, jak i kompletnie "z dupy" - ja je uwielbiam a fragmenty stand-upu Hicksa pasują do tych kosmicznych dźwięków wręcz idealnie. W ramach swoistego podsumowania działalności postanowiono także wrócić do jednego z numerów z debiutu. Na warsztat wzięto "Come Full Circle" (cóż, w końcu tytuł zobowiązuje, nie?) i trzeba przyznać, że pieśń ta wyszła świetnie. W zasadzie pod każdym względem jest ona lepsza od oryginału: kapitalna sekcja rytmiczna, mocniejszy wokal - wyraźnie słychać, że muzycy w trakcie tych wszystkich lat w stołki nie pierdzieli.
J.D Overdrive na "Funeral Celebration" robią po prostu swoje i albo ta ich muza do Was trafi, albo nie. Koła nie odkrywają, praw rządzących gatunkiem nie zmieniają - na swoim ostatnim albumie dostarczają więcej tego, za co ich lubimy (lub nie). Do poszczególnych muzyków przyczepić się nie można, a i brzmienie materiału jest świetne: Haldor Grunberg sypie w nas takim gruzem, że aż pył meble pokrywa. Digi od MMP wygląda porządnie (bardzo ładna książeczka!), rysunki Kacieja Kamudy to istne mistrzostwo. Cóż chcieć więcej?