Zespół Acheront poznałem jakieś 10 lat temu przy okazji EP'ki "Ostatnia pieczęć", później był debiut "Acheront", a następnie... słuch o chłopakach zaginął. Okazało się, że po prostu dali sobie spokój z graniem pod tym szyldem. Ale wygrzebali się ze swoich problemów i wrócili na razie z trzema nowymi utworami zamkniętymi na EP'ce "Triplex Damnatio". Zespół zapowiada prace nad albumem numer dwa, ale w obliczu obecnych problemów (śmierć perkusisty) nie wiadomo czy coś z tego wyniknie. No nic, trzymamy kciuki! A tymczasem przejdźmy to muzyki zawartej na tym srebrnym krążku.
Trzy numery i niespełna 16 minut muzyki utrzymanej w klasycznie rozumianym heavy metalu. Judas Priest i Iron Maiden w pigułce chciałoby się powiedzieć, no ale nie do końca byłoby to sprawiedliwe wobec chłopaków. Oczywiście od takich skojarzeń nie sposób uciec, ale jak się wzorować, to na najlepszych, prawda? Oczywiście o jakimkolwiek kopiowaniu nie ma mowy, ale wystarczy kilka chwil posłuchać i już wiemy jakie są korzenie. Tempa raczej spokojne, całość oparta na wokalach, do których na pierwszej EP'ce miałem zastrzeżenia. Teraz nie narzekam, choć poziom ich wysunięcia do przodu trochę razi. O brzmieniu będzie jeszcze słówko, więc tam to wszystko zepnę.
Kompozycje dosyć rozbudowane, chłopaki swobodnie się bawią muzyką i to słychać. Są przejścia, zmiany tempa, czy instrumentalne pasaże. Zresztą o tym wspominałem w dwóch poprzednich recenzjach. Jak widać - nic się nie zmieniło. No, jedyna zmiana, to brak klawiszy, które na wcześniejszych wydawnictwach były i robiły ciut przestrzeni. Teraz jest troszkę surowiej. Czy to zaleta, czy wada? W sumie nie wiem, przyjmuję to, co jest.
To teraz o tym wspomnianym wcześniej brzmieniu. Tu będę marudził, bo brakuje mi w nim mocy. Aż się prosi o bardziej mocarne bębny i mocniejsze gitary. Oczywiście wiem, że nagrywano zapewne "po kosztach", no ale jednak. Pomyślałbym też jednak o większym "rozstrzeleniu" instrumentów, bo teraz jest ciut gęsto. Ale to już detal. No i wtedy ten wokal "wyrywający" na sam przód nie byłby tak osamotniony. A pochwalę, że mimo wszystko ładnie te instrumenty sobie chodzą, w szczególności bas.
Cóż więcej? No powiem tak - czekam na więcej, czyli płytę numer dwa w dyskografii Acheront. Taką z bardzo dobrym brzmieniem, bo o same kompozycje jestem w miarę spokojny. I tyle.
Z szacunkiem do strony - jedna z gorszych recenzji jakie czytałam. Znając to wydawnictwo - recenzja jest mocno niesprawiedliwa, mija się z prawdą miejscami, szczególnie jak chodzi o "mocarność" tego wydawnictwa. Trochę jak pisane na szybko na kolanie wypracowanie, żeby zamiast pały na lekcji dostać dwóje. Ale cóż, taki urok recenzji, że jest subiektywna i nie zawsze właściwa. Od siebie dodam, że subiektywnie patrząc Triplex Damnatio to kawał dobrego heavy, widać rozwój u chłopaków w fajnym kierunku. Ogromnie polecam zapoznać się z tymi utworami i samemu porównać progress.
Chidder
[ tomek8754@wp.pl ]
27-03-2021 | 18:53
Z całym szacunkiem do Pani (lub Panny) Niezadowolonej, ale dobrze to brzmi Vane czy Batushka. Acheront robi co może z niedużym budżetem, ale twierdzenie że wszystko z miksem jest w jak najlepszym porządku, to... cóż, "mijanie się z prawdą" właśnie. Tym bardziej, że każdy może przecież materiał odsłuchać, chociażby w wersji cyfrowej. Chłopaki potrafią grać i komponować - to fakt niezaprzeczalny. Ale nie udawajmy, że nie ma też tutaj miejsca na poprawę - bo jest. Można głaskać po główce, dostać za to kilka lajków, ale co z tego, skoro później zamiast progresu pojawi się albo stagnacja albo regres (bo skoro wszystko jest super, to co poprawiać?). A chyba nie o to chodzi, nie?