01. Battle-Tested
02. We Believe In Nothing
03. My Last Ale
04. Roll Of The Dice
05. Rebel Tune
06. Lonely Rider
07. Party In The Hall Of Fame
08. Lover Like A Gun
09. Scream Of The Killer
10. The Raven
11. Save My Heart From You
12. Death Knell Dance



Bardzo się cieszę, że pojawiła się ta płyta, w ogóle zespół Gun Barrel. Dzisiejszy metal chętnie naszpikowujemy "ideologią" (mam tu na myśli co bardziej ekstremalne odmiany), dzielimy na dziesiątki podgatunków i zastanawiamy się "co by tu jeszcze w heavy metalu nowego wymyślić" po czym nie możemy strawić jakiejś nowatorskiej hybrydy i przekombinowanych albumów. I tu nagle jak grom z mrocznego nieba spada nam czwórka muzyków grających szczery, naładowany pozytywną energią heavy metal, bez pompy, nastawiony na dobrą zabawę i z kopem w dupę. Owi panowie w zasadzie są nieznani, (przynajmniej ja się nie spotkałam z ich nazwiskami nigdy wcześniej) choć sądząc po aparycjach wiek szczeniacki mają już za sobą.

Zresztą Gun Barrel nie szczędzi innych zaskoczeń. Album wydawany jest przez LMP, wydawcę znanego raczej z wykonawców spod znaku Rhapsody, Turilli i okładek ze smokami, zamkami, czarnoksiężnikami i innymi tego typu atrakcjami. A Gun Barrel nijak pasuje do tego zestawu. Na okładce mamy napakowanego żołnierza z rozwścieczoną gębą, którego właśnie odrzucił w tył wystrzał z trzymanej przez niego bazuki (czy co to tam jest, nie znam się na męskich zabawkach) podobnie zdjęcia z wkładki - panowie wyglądają jak rasowi, starzy heavymetalowcy - skóry, ćwieki, pióra a nadto image nawiązuje do okładki - jakieś pasy z nabojami, lotnicze okulary i niby pobitewny kurz, błoto i rany. No i wszystko jasne - tytuł albumu "Battle-Tested". Faktycznie granie Gun Barrel jest bardzo męskie, przywodzi na myśl starych rockmanów których ulubionym zajęciem jest prucie powietrza na motocyklu, obalanie browarów, zabawianie się z panienkami, granie koncertów i dobra zabawa.

Zresztą tytuły "Lonely Rider" czy "Party in the Hall of Fame" mówią za siebie. Sami muzycy mówią o swoim graniu "metal rock'n'roll". Cóż, taką nalepką zwykle okleja się Motorhead. Na pewno Motorhead był inspiracją dla Gun Barrel ale to dla mnie nie jest do końca słuszne porównanie. M.in. dlatego że Gun Barrel zwala mnie z nóg, a za Motorhead nie przepadam. Gun Barrel jest naprawdę głęboko zakorzeniony w niemieckim heavy lat '80.

Tak, to muzyka bardzo bliska (to komplement!) archaicznemu, stalowemu graniu choćby Running Wild czy klasycznemu "Walpurgis Night" Stormwitch. Co by tu nie mówić, tytułowy a zarazem pierwszy kawałek na krążku od razu skojarzył mi się ze starym Running Wild! Czasem myślę czy nie był to główny czynnik wciągający mnie w dalsze słuchanie płytki ;) Innym niemieckim skojarzeniem jest wokalista Guido Feldhausen który do złudzenia przypomina Franka Knighta z X-Wild. Naciągając można też w Feldhausenie doszukać się Udo Dirkschneidera. Facet ma fantastyczną "chrypę" i pazur w wokalu. Paniom polecam "Lover Like a Gun", nie wspominając już o warstwie tekstowej - koleś po prostu oczarowuje głosem... Ale może nie będę się bardziej w ten temat zagłębiać ;) Szkoda że Feldhausen opuścił szeregi GB (podobno na pokojowych warunkach, ale są przesłanki wskazujące że mogło być zupełnie inaczej...), a na jego miejscu pojawił się niejaki Xaver. Jaki będzie? Mam nadzieję że przekonamy się niedługo, na razie o nowej płycie w obozie GB cisza.

Podsumowując "Battle-Tested" to klasyczne heavy z sosem amerykańskiego, rock'n'rollowego luzu. Kolesie wydają się świetnie bawić grając, czuć w tym szczerość. Fakt, muzyka Gun Barrel jest prosta i nie wynika to absolutnie z jakichś nieumiejętności muzyków. Ot, taka stylistyka i tyle. Słychać że panowie umieją grać, ale nie popisują się tym niepotrzebnie. Np. sola Rolfa Tanziusa są krótkie ale śmiało można je nazwać małymi dziełkami, w "Party in the Hall of Fame" taka solóweczka wręcz wyrywa z fotela! Aż żyć się chce!

Zniechęconym po debiucie Gun Barrel powiem że na "Battle-Tested" chłopaki się wyrobiły, grają znacznie lepiej, dojrzalej, słychać że wiedzą czego chcą (w zasadzie powinnam mówić tak tylko o Rolfie i Guido bo chyba tylko oni zostali w starym składzie hehe). Na deser warto dodać, że za produkcję “Battle-Tested" odpowiedzialny był Piet Sielck - to mówi chyba samo za siebie.

Na pewno nie mogę tej płytki polecić tym, którzy lubią się zagłębiać w epickie kompozycje, rozbudowane wątki i kunszt instrumentów. Za to na pewno tym którzy lubią płyty zaczynające się z grubej rury ("intro" tez jest rewelacyjne - wystrzały, po chwili walec gitary i perkusja imitująca karabin maszynowy) Poza tym wpadające w ucho melodie, ściany gitary, dużo pałera, współczynnik przysłowiowego już "pedalstwa" równy zeru. Co ważne ten krążek nie nudzi! Mimo spójności stylistyki - każdy z 12 numerów ma swoja indywidualność. Od porywających i szybkich "Battle-Tested" czy "Scream of the Killer", przez numery o umiarkowanym tempie jak "Roll of the dice", "Lonely rider" czy "Lover like a gun" po jedyną balladę (choć też nie do końca, swoje jaja ten kawałek ma!) "My Last Ale" i utrzymany w trochę innej konwencji "Rebel Tune" bo "wojowniczo - epickiej". Tu najbardziej Gun Barrel podchodzi mi pod X-Wild, a jak Guido śpiewa ".. I can see that Neverland" to jakby Knight śpiewał o "Savagelandzie"...

Stratovaria / [ 05.06.2005 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Gun Barrel
Battle Tested

LMP - 2003r.




9/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!