1. Wraith
2. Inventor
3. Crimson Rider
4. A Slave of Reality
5. The Fallen Angel
6. Ballada o szczęściu
7. God of Eternal Fire
8. The Little Boy
9. Voices of the Sea



Dawno dawno temu w odległej galaktyce... no dobra poniosło mnie z lekka. Ale rok 2011 to już taka trochę odległa przeszłość. Dlaczego o tym wspominam? A już wyjaśniam. To właśnie w tamtym czasie otrzymałem do recenzji pierwsze demo zespołu Haures. Trzy utwory zawarte na "No Mercy" pozostawiły dosyć dobre wrażenie. Później kapela zniknęła z mojego horyzontu. Jak się okazało zespół przechodził trudne chwile - sporo zmian w składzie, śmierć wokalisty i kolejne przetasowania. Wreszcie w 2017 roku nastąpiła stabilizacja i wypuszczono demo "The Fallen Angel", którego nie znam. A dwa lata później światło dzienne ujrzała płyta "The Metal Age". Na srebrny krążek trafiło dziewięć kompozycji, całość trwa niespełna pięćdziesiąt minut i opakowano to wszystko w bardzo schludny digipack. Są teksty, jest zdjęcie zespołu (koszuleczka Iced Earth - yeah!) - oprawa bardzo elegancko. A jak z muzyką?

Zmiany, zmiany, zmiany... po pierwsze - nowy głos, co jest oczywiste w kontekście tego co napisałem we wstępie. Ponadto zmiana stylistyki. Pierwsze demo było bardziej w klimacie melodyjnego death metalu z growlami. Na "The Metal Age" mamy klasycznie grany heavy metal, z dosyć spokojnymi wokalami. Hubert Rzeszótko gra na gitarze, a od 2018 stanął również za sitkiem. Słychać trochę, że to jeszcze nie jest pełna swoboda w tym aspekcie, ale powodów do marudzenia nie ma. Muzycznie jest rasowo heavy metalowo. Mmocne, solidne riffy i konkretna praca sekcji. Ciutkę chciałbym więcej basu słyszeć w tych szybszych partiach, ale nie narzekam. W prezencie za to mam numer (przedostatni na płycie) "The Little Boy" gdzie bas kapitalnie operuje na pierwszej linii frontu.

Kompozycje są utrzymane w dosyć umiarkowanych tempach, nie ma szalonych galopad, ani muzycznego pośpiechu. Oczywiście Haures nie przymula, bo skoczniejsze momenty jak najbardziej są. To się często dzieje w fragmentach instrumentalnych (świetnie wyszło w "The Crimson Raider"). Zwolnienia z wokalami i melodyjne odjazdy w części instrumentalnej. Tutaj też muzycy pokazują swoje umiejętności kompozytorskie. Bardzo fajnie to jest poskładane i przykuwa uwagę. Ja lubię takie "melodyjkowanie" i w odpowiednich proporcjach przyjmuję z radością. Haures ucieka od schematów i w tym swoim heavy przemyca sporo ciekawych rozwiązań aranżacyjnych. Są wspomniane melodie, pojawiają się zwolnienia, zmiany tempa i dosyć ciekawe solówki.

Zwraca uwagę numer sześć na płycie. "Ballada o szczęściu" to oczywiście... ballada. Jako, że za balladami nie przepadam, to tutaj muszę wtrącić swoje trzy grosze... typowa "pościelówka" jakby żywcem wyciągnięta z lat osiemdziesiątych. No, no, no... całkiem udany numer. Świetny klimat i nastrój. Później mamy przełamanie i trochę instrumentalnej jazdy do przodu i udane solóweczki, a kończymy balladą, wiadomo... chciałoby się rzec. Chłopaki na sam koniec jednak serwują odrobię instrumentalnego szaleństwa. Po balladzie mamy od razy przeskok na drugą stronę skali - "God of Eternal Fire". Świetnie rozpędzony w zwrotkach numer, który nieznacznie zwalnia na refreny. Kolejny świetny zabieg aranżacyjny. I zaś muszę pochwalić instrumentalistów, za kapitalną robotę. Pod koniec miodne zwolnienie i efektowny finał z solówkami po drodze. Klasa.

Dużo instrumentalnego grania, które naprawdę robi robotę. Wokalnie przez pierwsze dwa-trzy odsłuchy miałem lekki problem, żeby się przyzwyczaić do barwy Huberta i jego sposobu śpiewania. Po kolejnych już to mi się poukładało i nie mam problemu. Chłopaki całkiem dobrze wybrnęli z tych ograniczeń jakie mają (posłuchajcie taki "Fallen Angel"). Wiadomo, przydałoby się więcej urozmaicenia w prowadzeniu linii melodycznej, ale instrumentalnie to jest wynagrodzone w 100%. To jak już tak sobie marudzę, to dopowiem, że przydałoby się ciut więcej przestrzeni w tym graniu. Mam wrażenie, że wszystkie instrumenty są dosyć ciasno obok siebie. Ale z drugiej strony, to pierwsza płyta, więc wszystko do dopracowania przy drugim albumie.

Ciutkę się rozpisałem, więc podsumowanie będzie w miarę krótkie. Haures po tych swoich zmianach przynosi nam kawał dobrego grania. Każdy fan tradycyjnego heavy metalu powinien podejść do tego krążka i go przesłuchać. Generalnie nie mam większych zastrzeżeń i obcowanie z tym albumem przyniosło mi sporo frajdy. Na pewno wrócę do "The Metal Age". Wam też to radzę, bo Haures to w tradycji okultystycznej sześćdziesiąty czwarty duch Goecji, który jest generałem piekła i rozporządza licznymi legionami duchów. A z takim ziomeczkiem lepiej nie pogrywać sobie... prawda?

The Little Boy:



Piotr "gumbyy" Legieć / [ 23.04.2020 ]




 -  No Mercy





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Haures
The Metal Age

Haures - 2019 r.




7/10



 -  No Mercy



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!