13 maja na półki sklepowe nakładem Ermland Productions trafił znakomity album "Le Reve" od dowodzonego przez Rafała Litwina projektu Slaid. Zawierający ambitne, nieszablonowe kompozycje krążek mocno przypadł mi do gustu i byłem bardzo ciekawy tego, co w przyszłości dostarczy nam ten muzyk. Tak szybkiej odpowiedzi jednak się nie spodziewałem. Nowe wydawnictwo trafiło bowiem do mojego odtwarzacza... pół roku po premierze "Le Reve". Nie za szybko?
"NIMB" ukazał się 30 listopada za pośrednictwem Moans Music - nowej stajni, powołanej do życia przez Andrzeja Choromańskiego (Atrocious Filth). Wydawnictwo w wersji fizycznej to prosty, jedno-panelowy digipak z każdej strony walący nas po oczach wściekłą pomarańczą. W środku, oprócz atakującej zmysły barwy, nie znajdziemy żadnych informacji o składzie czy miejscu nagrywania - a trochę szkoda, bo miejsca było sporo. Brakuje tutaj nawet oficjalnej tracklisty (mamy tylko kolejne cyfry), przez co "NIMB" jawi się jako krążek wyjątkowo tajemniczy. Na otarcie łez dostałem jednak... trzy okrągłe naklejki. Pierwsza zawiera logo projektu (oczywiście na pomarańczowym tle), dwie kolejne natomiast - okładkę albumu (dwa różne rozmiary). Nie lubiana przez mnie sąsiadka na pewno doceni takie piękne nalepki na swoich drzwiach frontowych.
No dobra, a co z muzyką? "NIMB" zawiera sześć zupełnie nowych kompozycji, nagranych w składzie bardzo zbliżonym do tego z "Le Reve": pojawia się więc i głównodowodzący Atrocious Filth, jak i zmysłowa Ewelina Lewandowska. Ten pierwszy delikatnie hałasuje na gitarze w numerze otwierającym mini-album (oparty na linii basu numer przypomina mi trochę Nine Inch Nails z czasów "With Teeth"). Natomiast Ewelina pięknie maluje swoim głosem w prostym, elektronicznym "NIMB 2" oraz... wprowadza w stan niepokoju w utworze zamykającym wydawnictwo. W dziwacznie połamanym ostatnim kawałku pokazuje ona bowiem swoje mroczne, złośliwe oblicze, zaskakując tym samym słuchacza oczekującego uwodzicielskich melorecytacji. Dla mnie: bomba!
Największym nieobecnym na "NIMB" jest niestety Piotr Wasyluk z [4672], którego wokale na poprzedniej płycie Slaid po prostu zachwycały. Jego miejsce zajął za to inny ciekawy artysta: Karol Gawerski, znany z Knot, Józef OST i Grawer Pasieka. Jego głęboki głos, połączony z nonszalanckim sposobem melorecytacji potrafi podczas słuchania "NIMB" przywołać na myśl... Świetliki z Lindą - a to z kolei pokazuje, że pomysłów w głowach muzyków Slaid jeszcze trochę jest. Oprócz numerów z wokalami, na mini-album trafiły też dwie kompozycje całkowicie instrumentalne. "NIMB 3" to kawałek spokojny, klimatyczny z oszczędną pracą klawiszy, osobiście przypominający mi dokonania Ulver lub duetu Reznor/Ross. Prowadzona przez kapitalną elektronikę ścieżka numer 4 jest już zdecydowanie mocniejsza i bogatsza w dziwne i nieoczywiste dźwięki - mój ulubiony numer z całej płytki!
Te niecałe trzydzieści minut materiału tworzącego "NIMB" nie wywraca do góry nogami tego, co wiemy o Slaid - omawiany mini-album można traktować wręcz jako swoisty suplement "Le Reve". Nie przynosi on rewolucji, tylko delikatnie rozwija pomysły zapoczątkowane na drugim pełnym krążku projektu, nie udzielając tym samym odpowiedzi na pytanie dokąd ten cały muzyczny okręt zmierza. Pewnie i sam sternik tego nie wie, co dla nas - słuchaczy - jest dobrą wiadomością.