Neuronia to założona w 2003 roku warszawska formacja metalowa, z której pracą po raz pierwszy się zapoznałem, wkładając do odtwarzacza fizyczną wersję EP-ki "Insanity Relapse". Oryginalnie, wydawnictwo to zostało udostępnione za darmo w formie cyfrowej na oficjalnym "bandcampowskim" profilu (i tak, dalej możecie je pobrać bez żadnej płatności), jednak recenzję opierać będę na pochodzącym z 2013 roku digipacku. Płytka (z ładnym nadrukiem) zapakowana została w dość proste, tekturowe opakowanie, w środku którego znajdziemy informacje o składzie grupy oraz miejscu nagrywania materiału. Z tyłu widnieje tracklista wespół z patronami medialnymi, front zdobi średnio urodziwy artwork... i tyle. Chciałoby się tekstów poszczególnych utworów, no ale na pewno budżet na takie fanaberie zbytnio nie pozwalał.
Po naciśnięciu przycisku "play", wrzuceni zostajemy do muzycznego kotła, w którym jednocześnie gotuje się bardzo duża ilość rozmaitych składników. Pierwszy numer, "Alone in the Dark", to szybka jazda z pogranicza heavy i groove metalu ze świetnym, wpadającym w ucho refrenem i znakomitą pracą Lewego na wiośle - jego solówka jest tu prawdziwą ozdobą: początkowo spokojna, później pędząca na złamanie karku wespół z mocną perkusją. Po tej szybkiej kompozycji - delikatne zwolnienie, bowiem "3:33" utrzymany jest w średnim tempie. Ciężka partia gitar, świetna praca Łukasza za garami - nic tylko chłopaków chwalić. Dalej w trackliście mamy "Kick the Fuckers Out", a więc szalony numer, jakby żywcem wyrwany ze starej thrash metalowej płyty, na której wyraźnie słyszalne były jeszcze punkowe korzenie tego typu muzyki - tutaj warto wyróżnić pracę Daniela Grotkiewicza na basie. Ostatnia, czwarta kompozycja, to hołd złożony kultowemu pisarzowi, H. P. Lovecraftowi, oraz stworzonym przez niego Wielkim Przedwiecznym. Sam numer przypomina, pod względem konstrukcyjnym, dokonania Kinga Diamonda: dobry główny riff, fajne zmiany tempa, przyjemna solówka, klimat tajemniczości...
Muzycznie, danie podane przez warszawiaków okazuje się całkiem smaczne, pomimo tego, że początkowo wydaje się być złożone z niepasujących do siebie składników. Jest jednak element, który wypadałoby dłużej potrzymać na patelni, ażeby było ono jeszcze smaczniejsze: wokale. Przyznam się, że początkowo mocno zaskoczony byłem tym elementem, ponieważ "internety" twierdziły, że warszawska formacja porusza się w okolicach melodyjnego death metalu, a więc muzy okraszonej zwykle brutalnymi krzykami. Na "Insanity Relapse" natomiast growli nie ma w ogóle - jest zaskakująco... czysto. Tektur (czyli Maciej Nawrot) stara się troszeczkę kombinować, gdyż mamy i fragmenty śpiewane mocnym, zachrypniętym głosem ("Alone in the Dark", "Kick the Fuckers Out"), jak i wokale bardziej zawodzące, przypominające trochę te od ICS Vortexa (choć do poziomu frontmana Arcturus sporo jeszcze brakuje). Ogólnie jest nieźle, ale i miejscami chciałoby się większej agresywności, większej dozy tytułowego szaleństwa. Taki "3:33" w refrenie aż prosi się przecież o wściekłe growle: zamiast tego jest troszkę zbyt statycznie, zbyt "bezpiecznie". Liczę, że na pełnym albumie linie wokalu będą bardziej skomplikowane i zaskakujące, a Tektur bardziej... bo ja wiem, wściekły?
Jako bonus do "specjalnej edycji" omawianego mini-albumu dodano teledysk, stworzony do numeru "Alone in the Dark" (w formacie *.mp4). Oczywiście niski budżet widać w nim bardzo wyraźnie, bowiem scenografia i efekty (w tym trzęsąca się pod wpływem ciężkiej muzyki kamera) pozostawiają troszkę do życzenia, no ale też powodu do wstydu nie ma. Fajnie, że chłopaki coś takiego dorzucili w prezencie, do tej, całkiem niezłej trzeba dodać, EP-ki. Jasne, może i to wydawnictwo nie odkrywa nowych kontynentów, ale koniec końców słuchało mi się go całkiem przyjemnie. Nie wszystko jeszcze gra tak, jakbym sobie tego życzył, ale też i jest wystarczająco dobrze, ażebym był ciekaw krążka długogrającego. A ten leży na biurku i patrzy wyczekująco, tak więc...