Z formacją Dolina Cieni miałem pierwszą styczność przy okazji ich debiutu zatytułowanego "Wzgórze tysiąca dusz". Tamten album jest całkiem przyjemny w odbiorze, więc ze sporą przyjemnością sięgnąłem po zeszłoroczny "Horyzont zdarzeń". Nie przedłużając specjalnie wstępu, przechodzimy do zawartości krążka.
W porównaniu do debiutu na najnowszym albumie mamy zdecydowanie mniej muzyki. Jedyneczka trwała prawie 64 minuty (13 numerów), a "Horyzont zdarzeń" to dziesięć utworów i niespełna pięćdziesiąt minut. Fakt, że nagranie debiutu nastąpiło ponad dekadę od uformowania się tej formacji. Z drugą płytą poszło znacznie szybciej - 2 lata. Ok, czas w końcu przejść do muzyki. Tutaj w wielkim skrócie mamy kontynuację tego co zespół zaprezentował na "Wzgórzu".
W zasadzie te same patenty, podobny przekaz i zawartość muzyczna. Obracamy się w energetycznej mieszance heavy i gothic metalu, nie brakuje mroku, ale i też sporej melodii. Czasami Dolina Cieni dociśnie mocniej i luta jest cięższa poprzez elementy znane ze stylistyki death metalowej ("Pan Światła"). Z drugiej strony mamy bardziej liryczne momenty jak na przykład "Skaza". Jednak to nie one stanowią o sile tego materiału. Mocno uwierają w nich czyste wokale. No właśnie.
Dolina Cieni to wokalne kontrasty - growle i czysty śpiew. Ten pierwszy siedzi mi całkiem dobrze. Zespół dosyć często zestawia go z na przykład melodyjną gitarą i ten efekt bardzo lubię. Przy czystym śpiewie zdecydowanie mniej się dzieje. Takim przykładem wokalnego duetu jest numer "W nieznane". Dosyć spokojny numer i w momencie growli jest całkiem nieźle. Przy czystym śpiewie trochę nuda. Muzycznie nie mam większych zastrzeżeń. Gitary elegancko siedzą, mamy wspominane już melodie i niezłe sola. Często gdzieś te melodyjne gitary przypominają momentami Amon Amarth ("Wojna", czy momenty "W nieznane"). Ale to tylko ulotne wrażenie, a nie jazda pod sławnych Szwedów.
Brakuję mi tutaj porządnego brzmienia i większej przestrzeni w tej muzyce. Chwilami jest bardzo ciasno i zbyt gęsto. Szkoda, że nie postawiono na nagrywanie u solidnego realizatora, który dotleniłby ten materiał. No ale pewno "kasa, Misiu, kasa". Przy debiucie można było przymknąć na to oko, przy drugiej płycie już należy wspomnieć. Co więcej? Hmm... na pewno jest to dosyć dobry materiał, muzycy popracowali nad kompozycjami. Jest mocno różnorodnie i większych wpadek nie ma. Słychać, że zespół ma swój muzyczny świat i w nim się obraca. Nikogo nie kopiują i grają po swojemu. Mam nadzieję, że kolejna płyta wyeliminuje te drobne niedociągnięcia i wtedy to dopiero będzie petarda.