Z zespołem Bottom poznałem się przy okazji ich płyty "Maszkarada" z 2011 roku. Pamiętam z tego krążka solidny łomot i wyjątkowej urody okładkę (brrr....). Minęło kilka lat i w moich rękach znalazł się album numer 2 zatytułowany "Hipokracja".
Co nowego u Bottomów? Na pewno sporą odmianą jest nowy wokal, bo teraz w kapeli udziela się niejaki Ojciec (znany np. z kapeli Ojciec Dyktator). To już powinno koneserom srogiego łomotu dać pewną podpowiedź, co nowego usłyszymy. Przesadą byłoby stwierdzenie, że Bottom przybliżył się do grindu, ale zdecydowanie pojawiły się takie elementy w tym graniu. Oczywiście sporo mamy tych specyficznie szczekanych wokali i gdzieś tam nawet pojawiają się klasyczne "świnki", ale muzycznie to wciąż wybuchowa mieszanka - od thrash metalu, poprzez death, do wspomnianego grindu, a do tego możemy dodać elementy HC.
Sporo tego "zamieszania", ale tak naprawdę to wszystko jest bardzo ładnie i elegancko poskładane. Słychać, że Bottom to kapela ze sporym muzycznym stażem i muzycy doskonale wiedzą, co i jak chcą grać. Na tym materiale dominują szybkie i bardzo szybkie tempa, co jest oczywistą oczywistością. Do tego dokładamy polskie teksty, które opisują naszą szarą rzeczywistość. Mamy tematy społeczne, ale nie zawsze jest poważnie... Polecam numer "Ażuruchce", z którego poznamy przepis na... żurek. Serio! Bo taki jest Bottom właśnie. Od bardzo poważnych tematów, które porusza w swoich lirykach ("Nieświadomość", "Ludzkie ZOO", czy "Boże, strzeż nas"), po takie całkiem niepoważne ("Reset", czy wspomniany numer "żurkowy").
Całkiem udanie wyważono wszelkie proporcje i, pomimo sporej intensywności muzycznej, nie ma mowy o nudzie. Pojawiają się zabawne przerywniki, które pozwalają na chwilę wytchnienia, mamy też delikatne zwolnienia i trzeba przyznać, że sporo w tej muzie się dzieje. Poszczególnych numerów zbytnio nie ma sensu opisywać, bo to można streścić w jednym zdaniu: solidny łomot i petarda. Na pewno warto zwrócić uwagę na świetną produkcję tego materiału. Jest selektywnie, mięsiście i z wykopem. Brzmi to wyśmienicie, co specjalnie nie dziwi, bo nagrań dokonano u Tomka Zalewskiego. A, jak wiadomo, z ZED Studio fuszerki nie wychodzą.
Nie ma co się specjalnie rozpisywać - niespełna 32 minuty grania, 16 kompozycji (plus intro i outro) i w zasadzie wszystko jest jasne. Jest intensywnie, jest łomot, a raczej totalny rozpiernicz... Ale przecież w takiej muzyce o to chodzi. Co najważniejsze - wszystko jest podane w całkiem strawny sposób i na pewno warto zwrócić uwagę na ten materiał.