01. Fading Glow 02. The Mentor 03. Day Of Revenge 04. Last Breath 05. Petrified Souls 06. Imperious Blade 07. Never Ending Path 08. Tears Of The Ages 09. Age of the Immortal 10. Łzy wieków
Zespół Divine Weep poznałem w 2013 roku przy okazji ich płyty zatytułowanej "Age Of The Immortal". Co z tamtego krążka zapamiętałem? Niezbyt dobre brzmienie, przeciętne wokale, czcionka Iron Maiden na (dosyć słabej) okładce, a w trackliście dwa covery Żelaznej Dziewicy (na moim egzemplarzu płyty nie chciały się odpalić). Ogólnie płyta szału u mnie nie wywołała, ale był w tym jakiś promyk nadziei i zespół dostał u mnie kolejną szansę przy okazji płyty "Tears Of The Ages".
Zanim odpaliłem CD postanowiłem sobie bardzo dokładnie obejrzeć booklet, a tutaj... zmiany, zmiany i zmiany. Divine Weep dorobił się swojego logosa, oczywiście przy okazji zrezygnowano z mejdenowej czcionki, a i do samej okładki nie można mieć zastrzeżeń. Pierwsze wrażenie - zdecydowanie na plus. Po zaglądnięciu na tył lekka konsternacja. Na "Tears Of The Ages" mamy utwory "The Mentor", "Day Of Revenge", "Petrified Souls" i "Imperious Blade", które pojawiły się już na poprzednim wydawnictwie... Hmm... no ok... bo od razu w oko wpada fotka zespołu z której wynika, iż DW to teraz kwintet. Nowym muzykiem w składzie został wokalista Igor Tarasewicz i wygląda na to, że stare kawałki nagrano na nowo, a to znak, żeby w tej recenzji w końcu przejść do muzyki.
Po zakończonych oględzinach bookletu nastał moment prawdy dla tego materiału, czyli odpalenie CD. Kilkanaście sekund później już wiedziałem, że będzie dobrze. Rasowe, heavy metalowe gitary od razu zaczynają swoją jazdę, a bębny brzmią jak na takie granie przystało - mocarnie i z lekkim wysunięciem do przodu. Krótko mówiąc - jest przestrzeń i moc, czego tak bardzo brakowało na "Age...". Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, iż dopiero teraz Divine Weep brzmi tak jak powinno. Kolejna zmiana to już wspomniane roszady za mikrofonowym sitkiem. I tutaj też jest zdecydowana poprawa na plus. Igor dysponuje bardzo ciekawą barwą głosu, niemałymi umiejętnościami i zmysłem do układania linii wokalnych. Gitarowe zagrywki i patenty heavy metalowe chwaliłem już w poprzedniej recenzji, więc tutaj mogę tylko o tym wspomnieć. Podsumowując - wszystkie elementy muzycznej układanki o nazwie Divine Weep znalazły się w końcu na swoim miejscu. Niestety już po napisaniu tego tekstu okazało się, iż zespół... szuka wokalisty.
Muzycznie to wciąż klasycznie grany heavy metal. Inspiracje klasykami i tuzami jak najbardziej słyszalne, ale zdecydowanie więcej w tym autorskich pomysłów muzyków, niż klonowania (co przytrafiało się na poprzedniczce). Numery fajnie rozbudowane i sporo się w nich dzieje. Rządzą i dzielą na tym albumie gitarzyści. Rozpędzone riffy, dosyć ciekawe solówki to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Sekcja też swoje dokłada, wokalnie już chwaliłem i wychodzi z tego bardzo interesujący materiał. Dopracowano też same kompozycje, nie brakuje w nich smaczków, zmian tempa czy wokalnych nakładek. Oto właśnie chodzi w klasycznie granym heavy metalu.
Słucham tej płyty już któryś raz i nie potrafię wybrać numeru, który najbardziej mi podpasował. Raz jest to fajnie pokombinowany "Imperious Blade" (super wokale), innym razem cieplej myślę o tytułowym "Tears Of The Ages" (z gościnną solówką Wojtka Hoffmanna!), a przy kolejnym odsłuchu zachwycam się riffami w "Fading Glow". Cóż to może oznaczać? Tylko jedno - chłopaki z Divine Weep przygotowali bardzo spójny i jednorodny materiał. Po niezbyt udanym "Age Of The Immortal" chłopaki zakasali rękawy i wzięli się ostro do roboty. Heh... tak jak im napisałem w tamtej recenzji: "nie skreślam tego zespołu i ich potencjału. Spokojnie poczekam co w kolejnych latach Divine Weep będzie miało do zaoferowania. Utwór tytułowy z tej płyty ma w sobie iskierkę nadziei i jakimś tam prognostykiem na przyszłość jest. A teraz wszystko w rękach i głowach chłopaków". No i proszę, posłuchali!